niedziela, 8 sierpnia 2010

Weekend u Nixonów


Ten weekend spędziłam u Any, Lesley i Martina Nixon, czyli mojej przyszłej drugiej host rodziny. Ana i Lesley zabrały mnie z domu Helen w piątek tuż po szkole. Wieczorem obejrzałyśmy początek Grease i poszłyśmy wcześnie spać (spałam 10 godzin! Odespałam pierwsze dni szkoły). Następnego dnia czekała mnie farmerska przygoda. Pomagałam Lesley i Martinowi oznaczać nowe cielaczki (hahaha, pomagałam... no dobra, przynajmniej zrobiłam sporo zdjęć). Ana niestety znikała, by pouczyć się matematyki, bo w poniedziałek ma egzamin. Nixonowie mają 823 hektary ziemi, to zupełnie niewiarygodne!!!
Trzy pary skarpetek, kalosze, dżinsy ze stanem w połowie brzucha, kraciasta koszula, rozciągnięty wełniany sweter, kapelusz i w drogę.
slodziak!
cielaczek
chook driver
Lesley ze swoja kura


no, to co pije krowa?
having fun on a farm


















Po południu zrobiliśmy sobie piknik i ognisko na wzgórzu, z kiełbaskami i moimi pierwszymi marshmallows... Muszę powiedzieć, że różowe smakują jak mydło, ale białe były ok.

Ana i marshmallows
pierwszy marshmallow (nie! wcale nie jest spalony z jednej strony!)
farmer na wzgorzu









marshmallows












 Po powrocie do domu siadłam na chwilę przy komputerze i napisałam długaśnego maila do rodziców. Później skończyłyśmy oglądać Grease, a zaczęłyśmy Powrót do Przyszłości (był w telewizji). Gdy zrobilo się ciemno wyszłam z Martinem na dwór i obserwowaliśmy gwiazdy. Już teraz wiem gdzie jest południe. Nie zgubię się. Przynajmniej na południowej półkuli.;)

W niedzielę wstaliśmy wcześnie na mszę w kościele, potem przeczytałam malutką książeczkę „An Introduction to the Dreamtime“ (szczerze mówiąc zrozumiałam mniej niż połowę, tyle tam było nazw zwierząt i innych trudnych wyrażeń) i parę stron „Emmy“ Jane Austen. Po dinner w porze lunch’u obejrzałyśmy połowę „Gdzie jest Nemo?“ – zażyczyłam sobie coś australijskiego, a tu akcja toczy się na wschodnim wybrzeżu, więc zostało zaakceptowane.

Nixonowie są wyjątkową rodziną. Ciągle żartują, śmieją się, są pełni dystansu do siebie samych... Trochę tam artystycznie. Jest do tego powód – Lesley, była pani doktor, z zamiłowania maluje i muszę powiedzieć, że efekt jest zachwycający!

maja wielka ucieche z mojego wzrostu!
Bardzo mi się tam podobało.
Hahaha, czy była już w Australii jakakolwiek rzecz, która by mi się nie spodobała?

PS Teraz już jestem z powrotem u Helen. Dziś przyjechał Zach, syn Whale’ów, więc mam następną osobę do opowiadania o Polsce. Graliśmy na pianinie. Obiecaliśmy sobie, że ja go nauczę grać klasykę, a on mnie zwykłe piosenki. No i zjadłam drugi dinner (meat pie! mniam!). Już wiem, czemu każdy exchange student przybiera na wadze! Muszę zacząć uprawiać jakiś sport, proszę, zmuście mnie do tego! I próby grania w touchball podczas lunch break raczej się nie liczą.:D

2 komentarze:

  1. jesteś szczuplutka, na razie nic Ci nie grozi hah ;D na farmie masz dużo zajęcia, moze to ci pomoze utrzymać wagę. Fajnie tam masz, mimo, iż jeszcze zimno. Tak prawdziwie australijsko. Są ciekawi Europy?

    OdpowiedzUsuń
  2. Blog o Australii, nareszcie się doczekałem!! ;D Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń