Ten weekend spędziłam u Any, Lesley i Martina Nixon, czyli mojej przyszłej drugiej host rodziny. Ana i Lesley zabrały mnie z domu Helen w piątek tuż po szkole. Wieczorem obejrzałyśmy początek Grease i poszłyśmy wcześnie spać (spałam 10 godzin! Odespałam pierwsze dni szkoły). Następnego dnia czekała mnie farmerska przygoda. Pomagałam Lesley i Martinowi oznaczać nowe cielaczki (hahaha, pomagałam... no dobra, przynajmniej zrobiłam sporo zdjęć). Ana niestety znikała, by pouczyć się matematyki, bo w poniedziałek ma egzamin. Nixonowie mają 823 hektary ziemi, to zupełnie niewiarygodne!!!
Trzy pary skarpetek, kalosze, dżinsy ze stanem w połowie brzucha, kraciasta koszula, rozciągnięty wełniany sweter, kapelusz i w drogę.
slodziak!
cielaczek
chook driver
Lesley ze swoja kura
no, to co pije krowa?
having fun on a farm
Po południu zrobiliśmy sobie piknik i ognisko na wzgórzu, z kiełbaskami i moimi pierwszymi marshmallows... Muszę powiedzieć, że różowe smakują jak mydło, ale białe były ok.
Ana i marshmallows
pierwszy marshmallow (nie! wcale nie jest spalony z jednej strony!)
farmer na wzgorzu
marshmallows
Po powrocie do domu siadłam na chwilę przy komputerze i napisałam długaśnego maila do rodziców. Później skończyłyśmy oglądać Grease, a zaczęłyśmy Powrót do Przyszłości (był w telewizji). Gdy zrobilo się ciemno wyszłam z Martinem na dwór i obserwowaliśmy gwiazdy. Już teraz wiem gdzie jest południe. Nie zgubię się. Przynajmniej na południowej półkuli.;)
W niedzielę wstaliśmy wcześnie na mszę w kościele, potem przeczytałam malutką książeczkę „An Introduction to the Dreamtime“ (szczerze mówiąc zrozumiałam mniej niż połowę, tyle tam było nazw zwierząt i innych trudnych wyrażeń) i parę stron „Emmy“ Jane Austen. Po dinner w porze lunch’u obejrzałyśmy połowę „Gdzie jest Nemo?“ – zażyczyłam sobie coś australijskiego, a tu akcja toczy się na wschodnim wybrzeżu, więc zostało zaakceptowane.
Nixonowie są wyjątkową rodziną. Ciągle żartują, śmieją się, są pełni dystansu do siebie samych... Trochę tam artystycznie. Jest do tego powód – Lesley, była pani doktor, z zamiłowania maluje i muszę powiedzieć, że efekt jest zachwycający!
maja wielka ucieche z mojego wzrostu!
Bardzo mi się tam podobało.
Hahaha, czy była już w Australii jakakolwiek rzecz, która by mi się nie spodobała?
PS Teraz już jestem z powrotem u Helen. Dziś przyjechał Zach, syn Whale’ów, więc mam następną osobę do opowiadania o Polsce. Graliśmy na pianinie. Obiecaliśmy sobie, że ja go nauczę grać klasykę, a on mnie zwykłe piosenki. No i zjadłam drugi dinner (meat pie! mniam!). Już wiem, czemu każdy exchange student przybiera na wadze! Muszę zacząć uprawiać jakiś sport, proszę, zmuście mnie do tego! I próby grania w touchball podczas lunch break raczej się nie liczą.:D
jesteś szczuplutka, na razie nic Ci nie grozi hah ;D na farmie masz dużo zajęcia, moze to ci pomoze utrzymać wagę. Fajnie tam masz, mimo, iż jeszcze zimno. Tak prawdziwie australijsko. Są ciekawi Europy?
jesteś szczuplutka, na razie nic Ci nie grozi hah ;D na farmie masz dużo zajęcia, moze to ci pomoze utrzymać wagę. Fajnie tam masz, mimo, iż jeszcze zimno. Tak prawdziwie australijsko. Są ciekawi Europy?
OdpowiedzUsuńBlog o Australii, nareszcie się doczekałem!! ;D Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń