środa, 18 sierpnia 2010

Dwa tygodnie u Whale’ów


W poniedziałek dwa tygodnie u counsellorki dobiegły końca. Rodzina Whale’ów jest wspaniała, a też oswoiłam się z ich domem i dlatego trochę smutam. Będzie mi brakowało Helen, Marka i Zach’a. Na szczęście spotkam ich wiele razy, a czasem też wpadnę do nich na parę dni!

Mieszkałam w byłym pokoju Ruth, w którym ściany zostały przemalowane tydzień przed moim przyjazdem. Nie wiem, czemu Ruth i Zach’owi nie podobają się te kolory. Ja uważam, że pokój wygląda uroczo. A za oknem rozpościera się widok na pole zboża, a dalej australijskie wzgórza.




Jednak prawdziwa magia pokoju Ruth rozpoczyna się wraz z momentem zgaszenia światła. Na suficie pojawiają się gwiazdy. Jeśli dobrze się przypatrzeć, niedaleko drzwi można odnaleźć the Southern Cross.

W części domu, gdzie są pokoje, zawsze jest lodowato. Jak to mi powiedziała Lesley Nixon, Europejczycy zazwyczaj marzną w australijskich domach zimą. Bo oni tu nie ogrzewają... Ku mojej wielkiej radości, jakoś trzeciego dnia Helen wniosła mi do pokoju kaloryferek. Później często go przestawiałam do łazienki przed myciem się.

Przed telewizorem w salonie stoi bieżnia. Helen ćwiczy na niej co rano. Mark nie musi, on często biega podczas pracy. Biega, jeździ na koniu – zajmuje się bydłem. Pomaga też w innych farmerskich sprawach okolicznej ludności. Jest złotą rączką!

Zach jest przenajwspanialszym dwudziestoparolatkiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Właśnie wrócił z serii wycieczek objazdowych po wybrzeżu rafy koralowej – był przewodnikiem. Zawsze miał jakieś ciekawostki do powiedzenia. I też je wyszukiwał. Wiecie, że pięciu prezydentów USA, w tym Barack Obama, było leworęcznych? A szósty był oburęczny. Podejrzane...
Kocha muzykę, a przede wszystkim Billy‘ego Joel’a. Tak jak jego mama. Gdy puszczają płytę, śpiewają obydwoje.
Zwiedził wiele krajów, studiował dwa lata w Pradze czeskiej, spędził rok na wymianie (Erasmus) w Chile, parę miesięcy w Indiach... Czasem rozmawialiśmy po hiszpańsku. No dobrze, próbowaliśmy się porozumieć po hiszpańsku.
Wczoraj musiał mnie odwieźć do szkoły. Byłam w kropce, siedziałam pół minuty zastanawiając się co robić. Była 8:22, więc aby zdążyć na autobus, musiałam już wychodzić z domu. Ale byłam w połowie wpisywania się do księgi gości Whale’ów! Bardzo chciałam skończyć. Także co tam szkoła, dokończyłam wpis, a Zach zawiózł mnie niebieską ute’ą na lekcje.

Mark codziennie do pracy zabiera pieprzowe krakersy z masłem i Vegemite. Co najlepsze, nauczył mnie przyrządzać jajko w mikrofali! Tylko za pierwszym razem nam nie wyszło, był wielki wybuch...! Ciągle mnie dręczy jedna sytuacja. W sobotę po śniadaniu podreptałam do zamrażarki i wzięłam jednego Tim Tam’sa. W niedzielę Helen się ze mnie śmiała i powiedziała Zach’owi, co zrobiłam. Zach udawał oburzonego i też się śmiał. Bo Mark nie pozwalał swoim dzieciom, jak były małe, na Tim Tam’sy zaraz po śniadaniu. Strasznie się darł nawet gdy tylko o tym pomyślały. Szkoda, że nie wiedziałam... Gryzie mnie sumienie. Hahah. One uzależniają.

W zeszły piątek siedziałam sama w domu po szkole. Spojrzałam za okno i poleciałam po aparat. Było piękne światło, zaczynał się zachód Słońca. Wiedziałam, że muszę kiedyś zrobić zdjęcia domu Whale’ów, bo w końcu zapomnę. To była ta chwila.
w lewym rogu widać dróżkę, którą codziennie szłam do autobusu





Whale’owie są jedną z tych idealnych rodzin, o których nie da się zapomnieć. DZIĘKUJĘ!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz