piątek, 15 kwietnia 2011

Capricorn Ramble

mapa zrobiona przez Brianę z USA

Capricorn Ramble - tak nazywa się nasze safari. Powyżej wstawiłam mapę, która mniej więcej pokazuje trasę. Wycieczka jest organizowana przez Rotary i nasz dystrykt (9670) jedzie razem z D9690 i D9750 – w sumie 40 (czy tam 41) exchange studentów, 1/3 chłopaków i 2/3 dziewczyn. Będziemy kempingować dookoła Australii... Przez 3 tygodnie. Nieźle, nie? Oto plan naszej wycieczki:


Już jestem prawie spakowana. Nie mogliśmy wziąć zbyt dużo rzeczy, bo dostaliśmy od Rotary torbę i musieliśmy wszystko w nią zmieścić. A mieliśmy wziąć też własny śpiwór, poduszkę, talerz, kubek, sztućce itd...

We wtorek złapały mnie nerwy, ale w środę pojechałam na zakupy i teraz już tylko nie mogę się doczekać wyjazdu! Wiem, że to będzie wspaniała przygoda! Każdy exchange student mówi, że Safari to najlepsza część całej wymiany. Teraz przyszedł czas na mnie!

Australio, nadchodzę!

czwartek, 14 kwietnia 2011

Początek wakacji

Wstawiam to zdjęcie tak bez powodu. Żebyście je zobaczyli.
Steph i Yvonne, moja host ciocia i host mama :) <3

8 kwietnia napisałam mój ostatni egzamin, a popołudnie przesiedziałam w auli z innymi uczniami, którzy nie dostali pink slips, oglądając film.

Wakacje zaczęły się fajnie, bo urodzinami mojej młodszej host siostry. Mnóstwo małych wrzeszczących potworków.;) I tysiące ton słodyczy!!! Dobrze, że Cody też przyszła – miałam kogoś do mojego towarzystwa. Ja trochę pogadałam z Cody, a dzieciaki wskoczyły do basenu. Później był tort, sto lat i dmuchanie świeczek. A, zapomniałam o piniadzie! Nawet zrobiłam zdjęcie:

birthday girl bije piniadę
Gdy zrobilo się ciemno, zaczęliśmy grać w spotlight. To taka gra w chowanego, tylko w nocy, z latarkami. Chyba imprezy bez spotlight się nie liczą! Ja się chowałam razem z Cody, raz schowałyśmy się w samochodzie. Ale najlepsze było, gdy ja szukałam i pojawiłam się znienacka przed Bailey’m (mój host brat), a on zaczął wrzeszczeć w niebogłosy ze strachu!!!! Nie wiedziałam, że jestem taka przerażająca. Ja tylko stałam i się z niego śmiałam.:D

Po imprezce Cody pojechała do domu, żeby przebrać się w piżamę i później wróciła, żeby obejrzeć ze mną film, Bandslam.

W sobotę w południe pojechaliśmy wszyscy do Singleton, gdzie Bailey grał w football. Potem skierowaliśmy się w stronę Newcastle. Mieliśmy spędzić jedną noc u siostry Max‘a, bo w niedzielę rano musiałam wsiąść do pociągu do Sydney na spotkanie organizacyjne w sprawie Capricorn Ramble, mojego safari.

Dom siostry Max’a, Pauli, jest piękny i duży. Dopiero go kupili. Podczas kolacji poznałam sporą część rodziny, ale trudno mi ich zapamiętać... Ganiałam też z dzieciakami na dworzu grając w berka.:D

Newcastle nocą
W niedzielę wstałam rano, żeby zdążyć na pociąg. Na stacji spotkałam Manon (Belgia), Janę (Niemcy) i Alex (Szwajcaria). W pociągu od razu usiadłam z Momoką (Japonia) – gadałyśmy caałą drogę, 2,5 godziny, śmiejąc się co chwila. Aż trochę rozbolało mnie gardło! Na spotkaniu dowiedziałam się wielu ważnych rzeczy i poznałam też resztę naszej grupy – w sumie 40 (a może 41?) exchange studentów, z całego świata. Jedna dziewczyna z Niemiec, Kora, mówi trochę po polsku! Chyba coś powiedziała, że jej rodzice są Polakami. Dwie godziny później już zaczęliśmy zbierać się do domu. Chcieliśmy zdążyć na wcześniejszy pociąg, ale się nie udało, więc musieliśmy czekać godzinkę... Tego samego dnia wróciłam do Merriwy, host rodzinka odebrała mnie ze stacji.

W poniedziałek rano poszłam na spacer z Bailey i Tamasyn – poszliśmy obudzić Steph, naszą ciocię, która, jak wspominałam, jest w moim wieku! Steph powiedziała, że po południu zabiera nas do kina do Singleton! Pojechaliśmy zobaczyć Rio, film animowany o tropikalnych ptakach z Brazylii. Był w 3D. Było fajnie, a też spróbowałam nowej rzeczy – jedzenie popcornu razem z Maltesersami. Mniamm.:) Po kinie pojechaliśmy do sklepów, Tamasyn i Bailey kupili sobie parę ciuchów (ja w ich wieku nigdy bym nic nie kupiła bez mamy, hahaha).
w naszych pro okularach 3D
Steph, Bailey, Tamasyn i ja
We wtorek były urodziny Tamasyn. W sensie ten prawdziwy dzień. Ja o 12.30 miałam spotkanie z Helen i paroma uczniami z mojej szkoły w sprawie MUNA. O MUNA będzie później. Byli: Zoi, Jess i bliźniaki Gilbey - Pat i Mike. Spotkanie było owocne, a też było dużo śmiechu. Z Patem i Mike’m nie można się nudzić... Nigdy nie zapomnę jak Pat próbował złapać mysz za pomocą pistoletu-ręki z gumką-recepturką.:D I udawania piratów, arrrrghh.:D:D A, wróć. Bo pod koniec spotkania łapaliśmy myszy w szkole Helen!

Wieczorem poszliśmy na kolację do RSL – tak zażyczyła sobie jubilatka, Tamasyn. Przyszła też Steph i obydwie babcie. Tim Tam wydała mnóstwo pieniędzy w automacie z czekoladą... Przynajmniej coś wygrała, bo Steph nie wygrała nic!
Bo ja ciągle jestem małym dzieckiem!
z Tim Tam na krabie :D

W środę miałyśmy Girls‘ Day Out – Yvonne, Tamasyn i ja. Pojechałyśmy na caaały dzień do Newcastle na zakupy. Musiałam kupić parę ciuchów potrzebnych na safari. Kupiłam wszystko, co chciałam, w tym piękny kostium kąpielowy, z którego bardzo się cieszę! Plus UGG boots. Dzień wcześniej złapały mnie nerwy przedwyjazdowe. Jednak w środę, jak już kupiłam te wszystkie rzeczy, humor mi się poprawił i już tylko czułam podekscytowanie związane z tą wielką przygodą. Rozmawiałam dziś na skype’ie z rodzicami i Tata mi powiedział, że Mama działa tak samo – gdy czymś się denerwuje, wystarczy ją zabrać na zakupy i wszystko jest dobrze! Widać to siedzi w genach.;)

Dzisiaj rano tylko poszłam do fryzjera. O 15 pogadałam z rodzicami na skype’ie i zobaczyłam nową fryzurę mojego brata (coraz krócej ścina te włosy!). Resztę dnia spędziłam na chodzeniu w tę i z powrotem po domu i powolnym pakowaniu na Safari...

Zauważyliście, że nie zapisałam daty na początku posta? Wreszcie nadrobiłam zaległości i jestem up to date.:) Szkoda, że już zaraz wyjeżdżam na Safari i znowu będę do tyłu.

Pozdrawiam mojego chrzestnego, który ma dziś urodziny! Coś mi się wydaje, że czyta każdą moją notkę tutaj, mimo że nigdy nie komentuje ;)

Tydzień egzaminów


4-8/4/2011

To był nie tylko ostatni tydzień pierwszego semestru, ale też tydzień egzaminów Year 12. Takie „w połowie drogi“. Tym razem pisałam wszystkie egzaminy, wszystkie 6 (chwała Bogu tutaj nie mam 15 przedmiotów jak w Polsce). Wyrzuciłam mój plan, ale to wyglądało tak:

Poniedziałek – angielski („As You Like It“, W.Shakespeare) i biologia
Wtorek – angielski (wiersze Denise Levertov)
Środa – sztuka
Czwartek – historia starożytna (Pompeje i Herkulanum; Sparta)
Piątek – PD/H/PE

Najcięższy był egzamin z PD/H/PE. Jednak tak naprawdę bardzo zależało mi tylko na biologii. To jedyny przedmiot, o którym wiem, że mogłabym być najlepsza w klasie. Jeśli tylko uda mi się pokonać Jareda!!! Wyniki dostaniemy po wakacjach. A, bo teraz mamy 2,5 tygodnia wakacji – jesienna przerwa plus Wielkanoc. Mnie to nie dotyczy, bo w pierwszym tygodniu wyjeżdżam już na moje Safari. Ale o tym później...

Cross-country competition


6/4/2011

Znacie Bieg Władysławiaka? W Merriwa Central School też mają coś takiego. Tylko nie mordują młodszych dziewczyn biegiem na 7 km!!!!!!!! Ja musiałam przebiec 4 km.:)

Zanim jednak stanęliśmy na starcie, rozegraliśmy parę gier. Pierwsza z nich polegała na przekazywaniu cukierków na łyżce osobom z drużyny... z zasłoniętymi oczami. Ja siedziałam na końcu, więc to do mnie należała funkcja wkładania cukierków do kubeczka! Drużyny, to byli przedstawiciele czterech domów, jak podczas swimming carnival – Lawson (najlepszy!), Blaxland, Wentworth i Oxley. Niestety nie wygraliśmy, ale to tylko dlatego, że INNA DRUŻYNA OSZUKIWAŁA!!!!!!!!!!!

Lizzie, ja i Zoi
Lawson!


Od razu po tym nadszedł czas na ekscytujący moment. Nauczyciele kontra uczniowie Year 12. Jedna gra – softball, coś jak baseball. Jedna piłka. Wielu graczy. Tylko jeden zwycięzca! Wygraliśmy!!!! Mówię wam już teraz, bo w dalszej części bloga nie pasuje mi to zdanie.

Emocje sięgały zenitu. Szczególnie moje, bo nie znałam zasad, a grałam, i nie wiedziałam co robić i parę osób podawało mi inne informacje, więc zaczęłam na wszystkich krzyczeć! Ale mimo wszystko to była świetna zabawa.:D

gdy już się dowiedziałam co mam robić...
Aggie-batter!
Muszę wam coś opowiedzieć. Koniecznie! A może po prostu chcę to gdzieś zapisać, bo nie chcę tego zapomnieć. Najśmieszniejsza rzecz podczas mojego pobytu w Australii. Nic tego nie przebije! Isaac, jesteś naszym bohaterem!!! Ale od początku (Basiu, wybacz, skopiowałam z maila do Ciebie!). W szkole jest taki nauczyciel matmy, którego wszyscy niecierpią, on zawsze wysyła uczniów za drzwi, na wszystkich wrzeszczy i w ogóle... Gdy on miał odbijać piłkę, Grace z mojego rocznika rzucała i za pierwszym razem on nie trafił w piłkę i piłka trafiła mu w krocze.xD A potem jak odbił i biegł i dobiegł do drugiej stacji, czekał tam i później miał biec znów - na tej stacji był Isaac też z mojego roku, Zoe krzyknęła "trip him over!" i Isaac podstawił mu nogę i ten nauczyciel się wyglebał.xDD Cała szkoła miała atak śmiechu. Isaac od razu dostał pink slip, czyli uwagę. Jared wtedy podszedł do Isaaca, wyrwał mu uwagę z ręki i ją zjadł. Aaaaaa, the best day ever!!!!! Nie mogłam przestać się śmiać, to było ekstra, a Isaac jest teraz naszym bohaterem.:DD Hahahhhahahahahahaha xDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

Po lunchu było cross-country. Trudno się biegło, bo pod górkę i z górki, i znowu pod górkę… Myślałam, że wyzionę tam ducha. Ale przeżyłam i w mojej kategorii przybiegłam jako druga, po Grace (w kategorii były tylko trzy osoby, szszszsz...). Nie ogłosili, który dom wygrał, ale wszyscy wiemy, że Lawson, bo nasze osoby wygrały w większości kategorii. A poza tym Lawson is awesome!!!

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Pierwszy weekend z nową rodzinką


1-3/4/2011

W piątek wieczór od razu po przeprowadzce pojechałam z moją host mamą na finały touch footy. Z mężczyzn wygrali Purple People Eaters (w tej drużynie jest między innymi Jared, jego bracia i Mr Johnston z mojej szkoły), a z kobiet – Untouchables (m.in. Kristen i Grace z mojego roku oraz Steph, siostra mojej nowej host mamy, jest w moim wieku!:)). Później w Sports Club była dyskoteka i tańczyłam razem ze Steph, jej koleżanką Jodie, Cody (o niej później), Tamasyn i małymi dziećmi do 11 w nocy!

A, powinnam Wam przedstawić moją nową rodzinkę. Mój host tata, Max, jest właścicielem sklepu mięsnego w Merriwie. Razem z moją host mamą, Yvonne, pracuje tam. Mój host brat, Bailey, w styczniu skończył 11 lat, a moja host siostra, Tamasyn, jutro (gdy to piszę, czyli 12 kwietnia), kończy 9 lat. Obydwoje chodzą do katolickiej podstawówki w Merriwie, gdzie moja counsellorka Helen jest dyrektorem. Są przemili! Świetnie się z nimi bawię, nie ma czasu na nudę. A to, co sprawia mi największą przyjemność, jest gdy oni przedstawiają mnie swoim znajomym zawsze jako „nowego członka rodziny“, a nie „exchange studenta, który z nami mieszka przez parę miesięcy“. Naprawdę wspaniale się z nimi czuję.:)

McNaughts (bo to nazwisko mojej rodziny) uwielbiają sport. Rugby league, squash, touch footy, netball, lekkoatletyka, zumba, Wii... Sama teraz zrozumiałam, że sport to świetna zabawa. Zaczęłam myśleć co by się stało, gdyby moi rodzice, odkąd byłam malutka, zamiast zapisywać mnie na dodatkowe z języków obcych i pianina oraz zamiast motywowania mnie tak bardzo do nauki, namawialiby mnie na sport?

W sobotę z rana pojechaliśmy do Scone, gdzie Tamasyn grała mecz w netball. To gra podobna do koszykówki, tylko gdy złapie się piłkę, nie można się ruszać.

netball
Tamasyn wrzuca piłkę do kosza
Od razu po tym wyruszyliśmy w stronę Muswellbrook, bo Bailey grał tam mecz rugby league.

rugby league
Bailey z numerem 7, w środku 
Wieczorem w sobotę Max zawiózł mnie do Hooków, gdzie wzięłam prysznic i przygotowałam się do wyjścia, a Leanne i Neville później mnie zawieźli do Sparrow’ów (oni gościli u siebie exchange studentkę z Polski, 10 lat temu), z którymi poszłam do Kościoła i potem na 300 club dinner... Skomplikowane? Wybaczcie. 300 Club, to kolacja organizowana przez Rotary, która miała na celu zebranie pieniędzy na helikopter medyczny w Merriwie. Kolacja odbywała się niedaleko mojej pierwszej host rodziny, Inderów. Pośrodku pola, gdzie nie widać żadnych innych budynków, stoi sala i stodoła. Kiedyś był to wielki ośrodek kulturalny, teraz tylko czasami odbywają się tu przyjęcia... Nazywa się Settlement Hall. Podczas kolacji pomagałam Rotarianom w kuchni i w roznoszeniu talerzy.
Tej nocy spałam u Hooków (Leanne powiedziała, że tak będzie lepiej), a następnego dnia rano pojechałam z nimi do Settlement Hall, by posprzątać. Dotarliśmy tam za późno, wszystko było już posprzątane :D Jak dla mnie – idealnie. Od razu po tym wróciłam do domu, do McNaughts.

300 Club Dinner
W niedzielę odwiedzili nas dobrzy znajomi McNaughts, taka zaprzyjaźniona rodzina. Alana jest przyjaciółką Tamasyn, a Cody jest tylko dwa lata młodsza ode mnie, więc też się zaprzyjaźniłyśmy (tak naprawdę znałam ją już wcześniej, ze szkoły, i to ona uczyła mnie skakać na główkę do wody). Razem z Cody grałam w Wii Fit, a potem też z Alaną i Tamasyn tańczyłyśmy przed telewizorem zumbę :D

Wieczorem weszłam na skype’a, żeby porozmawiać z moimi rodzicami – nie widziałam ich 3 tygodnie. Poznałam ich z Yvonne, Max’em i moim rodzeństwem. Tamasyn i Bailey siedzieli obok mnie przez całą rozmowę. Trochę się zanudzili, bo nie mogli nic zrozumieć z polskiego...!

Pożegnanie z Goodear'ami


1/4/2011

W piątek pożegnałam się już z Goodear’ami, aby przeprowadzić się do mojej czwartej (i ostatniej, ale o tym nie chcę myśleć), host rodzinki.
Z moimi host rodzicami.
Robert, ja i Maree
To, co najbardziej mi się podobało w tym domu i co najbardziej zapamiętam, to wstawanie każdego ranka wraz ze słońcem. Poważnie, gdy otwierałam oczy każdego dnia, pierwsze, co widziałam, to piękne złote niebo. Okno mojego pokoju wychodziło na wschód.

mój pokoik

mój dom u Goodear'ów

piątek, 8 kwietnia 2011

Peer Support Camp


28-30/3/2011

Mrs Myer wspomniała mi o tym obozie i zaproponowała żebym pojechała razem z Year 11, jako kadra. To obóz intregracyjny dla Year 7, czyli pierwszego rocznika liceum. Musieliśmy wziąć śpiwory i ciepłe ubrania (straszne, nie??). A, w dodatku powiedzieli nam, że tam nie ma zasięgu!

Gdy dojechaliśmy na miejsce (tam było naprawdę pięknie, tak pośrodku niczego, z rzeką płynącą przed domem :)), Mr Johnston podzielił nas na pokoje. Każdy senior (seniorzy, to uczniowie z Year 11 i Year 12 w tym przypadku ja) miał być w pokoju z paroma juniorami. Ja dostałam dwie dziewczynki, Tasię i Tishę. Cały obóz był też podzielony na 4 grupy, z dwoma seniorami jako liderami. Ja byłam razem z Jade. Każda grupa miała przydzielone dyżury w kuchni, my musieliśmy zorganizować śniadanie we wtorek i lunch w środę.
moje dzieci, "Flow" (Go with the flow :D)
Miranda, Janaya (siostra Jareda), Corey, Alex i Isabelle


robimy naleśniki na śniadanie
z lewej Jade, Janaya, Becky, Isabelle i Miranda

nasze łódki, tuż przed regatą!


Całe trzy dni były wypełnione zabawami, sportami, mieliśmy też zawody w ping ponga (dostałam się do półfinałów, ha!) i regaty ręcznie zrobionych łódek. Za każde dobrze wykonane zadanie, dokładne zmywanie, uczciwe zachowanie i robienie kawy nauczycielom...grupy dostawały stempelki. Grupa z największą liczbą stempelków miała wygrać. My dostaliśmy drugie miejsce, ale mało brakowało!

Ostatniego wieczora nauczyłam się najlepszej gry na świecie! Wszyscy stają w kółku i kolejno rzucają kostką. Jeśli osoba wyrzuci 6, może podbiec do krzesła, usiąść na nim, i zjeść kostkę czekolady. Jednak zanim zacznie jeść, musi założyć czapkę, szalik i rękawiczki, a czekoladę musi jeść za pomocą noża i widelca! Gdy następna osoba wyrzuci 6, to ona leci do krzesła. Niektóre osoby nie zdążyły nawet sięgnąć po sztućce, bo ktoś następny wyrzucił 6!

Mr Johnson wcina czekoladę


cały obóz :D

Jestem pewna, że dużo się nauczyłam z tego obozu. Szczególnie jeśli będę chciała kiedyś pojechać w wakacje na obóz jako kadra, będę wiedziała co robić.:) A poza tym świetnie się bawiłam!!

wtorek, 5 kwietnia 2011

Ostatni weekend na farmie


26-27/3/2011

Wszystko, co dobre, szybko się kończy! W kolejny weekend miałam się już przeprowadzać do miasta. Dlatego nic nie planowałam na 26-27 marca, caaałe dwa dni chciałam poświęcić farmie...

W sobotę Robert (mój host tata) siał owies na polu, więc pojechałam do niego rowerem. Dużo mi poopowiadał, wytłumaczył i nawet przejechałam parę okrążeń w traktorze!

host tata w traktorze


Po południu wpadła do nas Breanna (host bratanica). Razem upiekłyśmy pyszny cheesecake brownie i choc chip bickies. Później wskoczyłyśmy też do basenu, ale nie na długo, bo ze słońcem za chmurami było chłodno...

ja i Breanna (ma 12 lat, a jest ode mnie wyższa - tutaj ugięła kolana)
W niedzielę Maree zawiozła mnie na ich farmę i tam spędziłam trochę czasu z Katriną (host ciocia) i jej dziećmi, Breanną i Jackiem. Zrobiłam sobie zdjęcie z krowami, przejechałam się na quadzie razem z Breanną, złapaliśmy małe owieczki i na koniec, na moje życzenie, pojechaliśmy zobaczyć alpaca w stadzie owiec! (to zwierzę podobne do lamy, właściwie to jednego ranka jak mijaliśmy stado przy drodze, krzyknęłam: „Wooow! I didn’t know we had a lama!!!!!!“).

Breanna i Jack
ja i owieczka
awwww <3
alpaca i jej stado owiec
alpaca chroni owce przed lisami
Maree zabrała mnie do zagrody ze stadem krów, bo chciałam wypróbować jedną rzecz. Krowy Goodear’ów są tak wytrenowane, żeby przyjść do osoby, która woła głośno „Come on, come on, come on, come on...“. Stanęłam przy furtce, zawołałam... I te wielkie bydlaki zaczęły iść w moją stronę! Słuchały się mnie, małej Agnieszki! W tym momencie poczułam niesamowitą siłę. Nigdy tego nie zapomnę.

Wieczorem przyjechała po mnie Leanne (host siostra; Maree i Robert pojechali z bydłem do Tamworth). Spędziłam parę godzin w jej domu, razem z moimi host siostrzeńcami: Thomasem, Aidanem i Annabelle.

Annabelle, ja, Aidan, Thomas
uroczy :))
Wiem, że będzie mi brakowało życia na farmie! Marzyłam, żeby mieszkać w takim miejscu od wczesnej młodości. Chyba spiszę wszystkie marzenia, które mi się spełniły odkąd jestem w Australii, tyle ich jest :)

Konferencja dystryktu w Dubbo


18-20/3/2011

W przedostatni weekend marca odbyła się wielka konferencja naszego rotariańskiego dystryktu 9670 w Dubbo, czyli na zachód od Merriwy. Cała nasza grupa exchange studentów miała obowiązek tam być.

Do Dubbo pojechałam z Bentleyami z Newcastle, razem z Rebeccą ze Szwecji i Idoią z Hiszpanii. Zatrzymaliśmy się w ciekawej małej kawiarence w Sandy Hollow  (tuż przed Merriwą) na lunch. Koło 16 dojechaliśmy na miejsce, gdzie znowu zobaczyłam się ze wszystkimi exchange studentami z naszego dystryktu! Łał, nie mogę uwierzyć, że większości z nich nie widziałam od listopada!!! Czas tak szybko leci!

Po 17 wpakowaliśmy się do autobusu i samochodu, i pojechaliśmy do miejsca, gdzie mieliśmy nocować. Ulokowali nas w domkach kempingowych, po około 7-8 osób w każdym pokoju. Razem ze mną były: Momoka (Japonia), Daniela (Meksyk), Idoia (Hiszpania), Alex (Szwajcaria), Jana (Niemcy) i Manon (Belgia). Fajny skład! Cały wieczór przesiedzieliśmy przed domkami, na trawie i ławkach, gadając, grając na gitarach i obżerając się pizzą... A, wcześniej spędziliśmy trochę czasu w basenie :)

Momoka przymierzyła swój strój narodowy
ja i Idoia <3
Następnego dnia rano musieliśmy pojawić się na konferencji. Całe wydarzenie, czyli cały weekend, miał się rozpocząć i zakończyć pochodem exchange studentów z flagami naszych państw. Później musieliśmy zostać na przemówieniach aż do morning tea. Wszyscy ziewali... :D

cała nasza grupa z flagami państw 
Jak najszybciej się dało, weszliśmy do autobusu i pojechaliśmy spędzić parę godzin w Dubbo Zoo! Próbowałam pogonić tych leniuchów dookoła zoo i na karmienie zwierząt. Udało nam się zobaczyć karmienie tygrysa, bardzo głośnych małp i razem z Owenem pozadawałam pytania opiekunce żółwi z Galapagos. I pierwszy raz w życiu zobaczyłam psa dingo! Na lunch zrobiliśmy grilla pośrodku zoo.


czarny łabądź

dingo!

Daniela (Meksyk), Idoia (Hiszpania), Alex (Szwajcaria) i ja (Polska ;))

żółwie z Galapagos
Po południu pojechaliśmy do domu jednego z Rotarianów. Dom jest piękny, pośrodku lasu, z basenem w ogródku, miejscem na ognisko... Cały wieczór przygotowywaliśmy się do naszego przedstawienia, niektórzy poszli popływać w basenie, a gdy zrobiło się ciemno, zrobiliśmy dampers, coś w stylu chleba i upiekliśmy go w wielkim garnku obsypanym gorącym węglemz ogniska! A, pewnie widzieliście na Facebook’u – to wtedy miałam słynną wojnę na mąkę z Idoią i Momoką!:D

przed domem wisiała opona :)
nawet nie wiecie, jak ciężko było na nią wejść!

dampers (w garnkach)
W niedzielę rano mieliśmy to przedstawienie – naszą widownią byli wszyscy goście konferencji, 200-300 osób! To była seria skeczów „z życia exchange studenta w Australii“, poprzeplatana piosenkami, które napisał Owen (Kanada). Wszystkim bardzo się podobało, a dla nas to też była świetna zabawa! Jeśli chcecie wiedzieć, to ja byłam jedną z Australijkich koleżanek wymieńca.

Potem mieliśmy wymarsz z flagami, lunch... Pod koniec konferencji zbieraliśmy pieniądze na ofiary powodzi w Queensland, to pomysł Briany (USA) oraz tsunami w Japonii – akcja Momoki (Japonia).

Sparrowowie (Rotarianie z Merriwy) zawieźli mnie do domu, bo Maree i Robert nie mieli dla mnie miejsca w swojej dwuosobowej ute. Kocham te wielkie spotkania Rotary! Z innymi exchange studentami nigdy nie można się nudzić ;)

niedziela, 3 kwietnia 2011

PRIMA APRILIS !!!!!!!!!!!!!

Mam nadzieję, że wielu z Was uwierzyło w moją wspaniałą historyjkę o kangurze w autobusie, hmm? :D

piątek, 1 kwietnia 2011

Zrozumiem, jeśli nie uwierzycie, ale PRZECZYTAJCIE !

Pozwólcie, że napiszę tutaj tylko szybko o dzisiejszych wydarzeniach, bo nie mogę się doczekać, żeby Wam to powiedzieć! W kolejnych notkach nadrobię zaległości. Nawet nie uwierzycie, co mi się dzisiaj przydarzyło!!!!! Rano jak zwykle jechałam autobusem do szkoły pomiędzy polami. Zatrzymaliśmy się, żeby zgarnąć Amy i jej dwie siostry i tu nagle zza wysokich traw wyskoczył kangur! Łaaał, nie mogłam uwierzyć własnym oczom! To znaczy widziałam tu setki kangurów, i często nam skakały przy drodze od paru tygodni, ale ten skubaniec zaczął nam się wpakowywać do autobusu! Dobrze, że kierowca miał jakiś kij, który wiózł z Cassilis na budowę do Merriwy, bo inaczej nie wiem jak byśmy go odgonili. Ale się najadłam strachu!!! Szkoda, że nie wzięłam dziś do szkoły aparatu :/
Takie rzeczy to tylko w Australii...