Mija dzień za dniem, a ja co chwila odkrywam coś nowego w Australii. Postanowiłam sporządzić listę rzeczy, które zrobiłam tu po raz pierwszy w życiu. Wygląda ona tak:
- pierwszy raz w życiu leciałam sama samolotem,
- pierwszy raz w życiu grałam w squash’a, tenisa i touch football,
- pierwszy raz w życiu zjadłam tosta z Vegemite, Tim Tam’s, meat pie, sausage roll,
- pierwszy raz w życiu piekłam marshmallows nad ogniskiem,
- pierwszy raz jechałam do szkoły school bus’em,
- pierwszy raz w życiu robiłam doświadczenie na lekcji chemii,
- zaliczyłam pierwszy w swoim życiu egzamin w australijskiej szkole.
Dopiero dwa tygodnie chodzę po globie do góry nogami, a tyle się wydarzyło!
We wtorek miałam strasznego lenia, Helen podobnie i dlatego postanowiłyśmy jednak pójść na spotkanie Rotary. Cieszę się, że poszłam, bo było bardzo wesoło (Rotarianie z Merriwy zawsze się ze wszystkiego śmieją) i miło było znowu zobaczyć te twarze, szczególnie Bill‘a.
trzeba znalezc JOKERA |
Bill - prezydent RC of Merriwa |
Środę miałam całą zajętą. Po szkole poszłam z Jodie do sklepu jej mamy aby się zmierzyć – Di uszyje mi szkolną spódniczkę. Będę ją miała już po weekendzie! I szkolne szorty! I szkolną czapkę! Hurra.:D
Później zwiedziłam aptekę, w której pracuje Jodie, a następnie zaszłyśmy do banku. Wpłaciłam pieniądze na moje konto (dostałam moje pierwsze kieszonkowe od Rotary), a także wypłaciłam sumkę na obóz orientacyjny dla inbounds students z D9670.
Spędziłam dwie godziny u Hook’ów – opowiedziałam Steph o moich pierwszych dniach w szkole, a gdy wrócili jej rodzice, razem wypiliśmy herbatkę. Leanne zaprosiła mnie na wycieczkę do Dubbo, bo 25 sierpnia musi tam pojechać z Neville’m. A ja ze Stephanie pójdziemy do zoo! Ponoć to zoo jest spore, dlatego wypożyczymy rowery. Wczoraj zgadałam się z Marcellem, exchange student’em z Węgier, który jest teraz w Dubbo i on też chętnie z nami pójdzie. Nie mogę się doczekać!
A, co do exchange student’ów, to na facebook’u znalazłam też jednego mieszkającego w Muswellbrook, czyli tuż obok mnie!
Steph odwiozła mnie do szkoły mojej counsellorki. Helen miała zebranie z rodzicami, więc posiedziałam cichutko i poczytałam sobie książkę (oczywiście australijskiego autora; to krótkie historyjki, ja zaczęłam od „skeleton on a dunny“, nie mając pojęcia co to „dunny“ właściwie znaczy... hahah, powinnam lepiej poznać australijski slang). Po półtorej godzinie zebranie się skończyło, a my w drodze do domu zajechałyśmy do chińskiej restauracji na kolację. Zjadłyśmy przystawki – takie małe krokieciki z ciasta ryżowego smażone w głębokim oleju, z kapustą, z mięsem... słodki sos chilli, mniam! A na danie główne – krewetki z warzywami oraz kurczaka w miodzie.
Gdy wróciłyśmy do domu było dość późno, więc trochę pogadałyśmy i poszłam spać.
zrobiłaś mi smaka..:D
OdpowiedzUsuń