środa, 18 sierpnia 2010

Horse Sports


W poniedziałek wyszłam ze szkoły po trzech lekcjach. Powód: w Merriwie odbywały się szkolne zawody jazdy konnej. Nie mogło mnie to opuścić! O dziwo nie zgubiłam się sama idąc od szkoły do areny sportowej. Na miejscu spotkałam się z Helen i to z nią spędziłam te parę godzin. Pogoda była dość słoneczna, choć wiał zimny wiatr. Gorące Milo jak najbardziej na miejscu. Mark (mąż Helen) był sędzią. Nie wiedziałam za bardzo o co chodzi w całym konkursie, więc tylko chodziłam, patrzyłam na konie i robiłam zdjęcia. To niesamowite, że te dzieci potrafią tak świetnie panować nad dużym zwierzęciem. Widziałam małego chłopca, miał może ze 4 lata, przedszkolak, i brał udział w zawodach! Te dzieci z australijskiego interioru po prostu rodzą się w siodle!











Po Horse Sports przyszedł czas na oddanie mnie w ręce Di Inder, czyli mamy Jodie. Zostawiłam rzeczy w pracy Di (Inderowie są właścicielami sklepu z odzieżą) i poszłam z Jodie na zakupy, kupić coś na kolację. Gdy jej mama zamknęła sklep, pojechałyśmy odebrać ich ubrania z prasowania. Potem dwadzieścia minut jazdy samochodem wśród pól i dotarliśmy do posiadłości o pięknej nazwie Gwandalla. Tak zaczął się mój pobyt z pierwszą host rodziną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz