czwartek, 23 czerwca 2011

Festival of the Fleeces


10-12/6/2011
Sara, Edouard, Paul i Max w Merriwie

Najważniejszy weekend roku w Merriwie! Do mojego małego miasteczka zjeżdżają się ludzie z całego regionu na to wydarzenie. Bo Merriwa jest australijską stolicą owiec i wełny, a 11-12 czerwca miał miejsce Festival of the Fleeces.

Udało mi się ściągnąć Sarę, Edouarda, Paul’a i Max’a na parę dni do Merriwy. Przyjechali w piątek wieczorem (ja całe popołudnie biegałam po domu i odkurzałam :D). Nie mogę uwierzyć, że zgodzili się przyjechać na moją wieś! Muszą mnie bardzo kochać ;) Jak tylko przyjechali, zjedliśmy kolację i poszliśmy do RSL, gdzie był pokaz magika. Niektóre sztuczki były niesamowite! Ja tam myślę, że to prawdziwa magia.

Całą sobotę spędziliśmy na festiwalu, tylko parę razy wpadliśmy do domu. Eli był naszym przewodnikiem (rano szukał mnie przez 2 i pół godziny! awww :)). Obejrzeliśmy zawody w whip cracking i sami też spróbowaliśmy swoich szans. Na początku wcale nie chciałam tego robić, bo myślałam, że zrobię sobie krzywdę. Sara poszła pierwsza i potem już nie mogłam się powstrzymać. Poszło mi nieźle, ponoć byłam najlepsza ze wszystkich! Wszyscy na ulicy krzyczeli „Go, Aggie!“. Hahaha, moi przyjaciele nie mogli uwierzyć, że mam tylu znajomych w Merriwie. Prawie całe miasto mówi mi cześć!

Sara w mojej szkolnej kurtce

whip cracking comp
W południe było wydarzenie dnia – parada! Zaczynało się czymś, na co tak długo czekałam – bieg owiec w czerwonych skarpetkach środkiem ulicy. Wiecie, że Merriwa była pierwszym miastem, które zorganizowało coś takiego? Według mnie to jest ekstra!!!! Mogliby tam puścić więcej owiec (ponoć w zeszłym roku było).



bieg owiec
W paradzie szły również szkoły i przedstawiciele różnych organizacji jak Little Sprouts, było też dużo starych samochodów i traktory... Parę osób z mojej szkoły było przebranych w stroje, na przykład Zoi miała na sobie śliczną suknię, a Will był Ned‘em Kelly.
Zoi w telewizji!

Po paradzie poszliśmy do School of Arts, żeby porozmawiać z mamą Eli’a. Zobaczyliśmy piękne narzuty na łóżko, które ona uszyła. Sara pogadała sobie z nią po niemiecku, bo Eli jest pół-Niemcem.

Po południu zaszliśmy na chwilę do domu, a potem polecieliśmy na zawody w skoku wzwyż... psów. Tam poznałam Sarę z Jaredem – jego dwa psy startowały w zawodach, nieźle im poszło!

wow! ten pies był mistrzem
Później nic się nie działo aż do wieczora, więc odprowadziliśmy Eli’a na Showground, gdzie miał się spotkać z mamą i wróciliśmy do domu. Trochę się tam poobijaliśmy, Max i Paul dołączyli do nas (rozdzieliliśmy się rano)... O 6.15 miał być pokaz fajerwerków, a my o 6.00 wyszliśmy z domu – potrzeba około 20 minut, żeby tam dojść, albo i więcej, więc jak nic byśmy się spóźnili! Jednak kochany Jared zaczął ze mną smsować i się spytał, czy jestem już na miejscu, na co zażartowałam, czy chce po nas przyjechać. Za 3 minuty zobaczyliśmy jego samochód! To było bardzo miłe, dziękuję Jared. <3
Fajerwerki były większe, niż się spodziewałam. Właściwie to były najdłużej trwające fajerwerki jakie widziałam w życiu, no oprócz tych w Sydney! Były niesamowite! Nigdy bym się nie spodziewała czegoś takiego w Merriwie :) A tu patrzcie.

W niedzielę wszyscy, czyli: ja, Sara, Paul, Max i Edouard oraz moja host rodzinka, pojechaliśmy odwiedzić farmę Nixonów. Pojeździliśmy po polach w ute, porobiliśmy zdjęcia małym cielaczkom i oczywiście zobaczyliśmy sporo kangurów.


Sara, Edouard i Paul na tyle ute

Max
W południe moi przyjaciele musieli już wracać, więc się z nimi pożegnałam i Dermot zawiózł ich na autobus do Muswellbrook‘u. Mam nadzieję, że niedługo ich zobaczę... Po drugiej stronie świata.

Athletics Carnival


8/6/2011

W życiu szkolnym przyszedł czas na kolejne zawody sportowe pomiędzy czterema domami – Lawson (żółty), Blaxland (czerwony), Wentworth (niebieski) i Oxley (zielony). Jak pamiętacie, mieliśmy już zawody pływackie i bieg przełajowy – teraz odbyły się zawody lekkoatletyczne. Był bieg na 800m, 200m i 100m, sztafeta, rzut dyskiem, shot put (nie mam pojęcia jaki jest polski odpowiednik), skok wzwyż i skok na odległość. Tak samo jak ostatnimi razy, Lawson i Blaxland rywalizował o pierwsze miejsce (oczywście Lawson jest lepszy! Hahaha, to mój dom).

Miałam szczęście, bo athletics‘ carnival miał się odbyć tydzień wcześniej, a wtedy byłam w Newcastle. Jednak został przełożony z powodu deszczu. 8 czerwca świeciło piękne słońce, ale wiatr był mroźny, więc na boisko przyszłam w... dwóch bluzkach, swetrze, kurtce i ciepłym szaliku, a na szorty założyłam dresowe spodnie ;) Było tak zimno, że w pewnym momencie nie wytrzymałam i wysłałam Yvonne smsa, żeby mi przywiozła gorącą czekoladę :D Na co moja host mama odpowiedziała, że jest już w drodze i o czekoladzie pomyślała wcześniej! <3

komuś nie było zimno
Jared!
Ja pobiegłam 800m i 200m oraz w sztafecie, wzięłam też udział w shot put, skoku wzwyż i skoku na odległość. To był nie tylko świetny dzień pełen sportu, ale też dzień spędzony z przyjaciółmi. Dobrze się bawiłam, a najlepsze jest to, że prawie wszyscy moi przyjaciele są w Lawson, jak ja – Leanne, Eli, Manda, Zoi, Mike i Pat... No, oprócz Jareda, ale on jest w Blaxland, więc zawsze mogę się z nim przekomarzać który dom jest lepszy!


long jump

Zoi <3

Eli! <3
z uroczą wstążeczką we włosach, hahaha. moje dzieło

shot put

high jump
Mike

Pat
Wróciłam do domu zadowolona i zmęczona, z opaloną i zaczerwienioną od wiatru (zdrową!!!) buzią. Nie miałabym nic przeciwko temu, jeśli athletics‘ carnival był w każdą środę. A, co do zwycięzcy... Nie dowiedzieliśmy się aż do wtorku. Jednak warto było czekać. LAWSON WYGRAŁ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Wiedziałam, że nasz dom jest najlepszy!!! Leanne stwierdziła, że to dlatego, że mają Aggie w drużynie. Pewnie ;) W dzień po zawodach w szkole każdy był nieźle obolały...

W domu nie miałam zbyt dużo czasu na odpoczynek, bo Inderowie zaprosili mnie na kolację. Było przemiło, pojawili się wszyscy – Di, Mark, Kirsty i jej chłopak, Stuart i Karlie z Claire oraz Jill i Geoff. Brakowało tylko Jodie, która jest na wymianie w Niemczech, na pewno pamiętacie moją pierwszą host siostrę. Muszę się Wam pochwalić – zauważyłam swoje zdjęcie na kalendarzu u Inderów! Mark dostał kalendarz ze zdjęciami rodziny na Boże Narodzenie. Sama byłam zaskoczona, na jak wielu zdjęciach byłam... To miłe :)
jak zwykle zorganizowani :)


od lewej: Mark, ja, chłopak Kirsty, Di, Stuart, Karlie z Claire, Geoff, Jill i Kirsty

niedziela, 12 czerwca 2011

Sportowa sobota


4/6/2011

W ten weekend mieliśmy jechać do Sydney, by obejrzeć mecz futbolu Sea Eagles vs Bulldogs. Max (host tata) jest wielkim kibicem Sea Eagles, czyli Manly, więc zamierzaliśmy się ubrać w klubowe koszulki, szaliki, czapki itp... Jednak okazało się, że mecz Merriwa Magpies vs Merriwa Old Boys został przełożony na tę sobotę. Ok, już tłumaczę: Old Boys, to drużyna Merriwa Magpies sprzed 20 lat, która zreaktywowała się na ten jeden mecz. Max grał w futbol w Merriwa Magpies i teraz nie chciał zostawić swojej starej drużyny na lodzie – ja też chciałam go zobaczyć w akcji! Więc postanowiliśmy zostać w domu, a na mecz Manly pojechać w innym terminie.

Rano, jak zwykle, Tamasyn miała swój mecz netball’u, a Bailey rugby league. Dobrze się złożyło - obydwoje grali w jednym mieście, Scone. Pojechałam ich oglądać razem z Yvonne. Tamasyn chyba zremisowała, a drużyna Bailey odniosła wielki sukces! Po raz pierwszy w tym sezonie zdobyli punkt! By zdobyć punkt w rugby league, trzeba położyć piłkę za linią przeciwnika – to 4 punkty, a później można dostać dwa dodatkowe jeśli wykopie się piłkę pomiędzy te dwa wysokie słupy. Końcowy wynik było 24:6 – ciągle przegrana, ale to lepiej niż 50:0 jak to bywało w ostatnich tygodniach... :D

Merriwa na czarno

Go Merriwa! Tackle!!!
O 15:00 Max miał grać swój mecz. Żebyście go tylko zobaczyli jak się denerwował! Obecna drużyna Merriwa Magpies wygrała bez problemu, ale Old Boys też zdobyli parę punktów. Pod koniec meczu za położenie piłki za linią przeciwnika dostawali 10 punktów :D I tak końcowy wynik był 56:48, chyba.
Jacob i Liam, liczą punkty

mój host tata Max z numerem 9 :)
na przeciwko gracz obecnych Merriwa Magpies
Po meczu wszyscy zawodnicy i ich rodziny (w tym ja!) poszliśmy do RSL Club na „after party“ i kolację. Nie powiem, najciekawszym punktem wieczoru było oglądanie osób grających na automacie z czekoladą xD

Tej nocy mieliśmy dodatkową czwórkę dzieci w domu – Peitę i jej całe rodzeństwo, dzieci przyjaciół McNaughts. Na początku niezbyt się cieszyłam, bo cóż, te dzieci są na dłuższą metę dość nieznośne, ale nie było tak źle. A właściwie było fajnie. Małe dziewczynki same się bawiły jakimiś zabawkami, a ja z Pewtą obejrzałyśmy film „Ice Princess“. Kasey, to najlepszy przyjaciel Bailey, więc tu nie było problemu.

Nie ma nic złego w spędzaniu całego weekendu z rodzinką! Zresztą nigdy nic takiego nie powiedziałam :)

Lake Macquarie Art Gallery


3/6/2011

W piątek po moim powrocie z Newcastle moja klasa sztuki organizowała wycieczkę do galerii sztuki w... Newcastle. Na początku nie chciałam jechać, zbyt dużo się działo. Właściwie to zdecydowałam się na to w czwartek późnym wieczorem, wszystko przez Leanne, która mnie błagała żebym pojechała. To było miłe, Leanne chciała ze mną spędzić więcej czasu zanim wrócę do Polski :)

Droga w jedną stronę zajęła nam prawie 3 godziny, a na miejscu spędziliśmy tylko dwie. Ale było warto! W galerii sztuki była wystawa najwyżej ocenionych prac uczniów Year 12 z zeszłego roku, z naszego regionu. Niesamowite dzieła sztuki! Nie mogłam się nadziwić w jaki sposób osoby w moim wieku mogą wymyślić (i stworzyć!) coś takiego! To była zdecydowanie inspirująca lekcja. Wybaczcie, nie mogłam robić zdjęć w galerii ze względu na prawa autorskie.

moja artystyczne zdjęcie, z samochodu :D
Widzicie białą, gęstą chmurę?!

cała klasa Yr 12 Visual Art
góra: Donna, Leanne, Louise
dół: Caitlyn i ja

sobota, 11 czerwca 2011

Pożegnanie z Newcastle

27/5 – 2/6

Mój powrót do domu zbliża się wielkimi krokami! A tyle mam jeszcze do zrobienia. Jednego wieczoru siadłam z moją host rodzinką i przedeskutowaliśmy wszystkie weekendy. Wyszło na to, że ten ostatni weekend maja, to jedyny termin kiedy mogłam pojechać do Newcastle, by pożegnać się z przyjaciółmi i powiedzieć „do widzenia!“ oceanowi i Lake Macquarie.

Lesley (druga host mama) zadzwoniła do mnie, by powiedzieć, że też musi jechać do Newcastle w piątek 27 maja – złożyło się świetnie, pojechałam razem z nią i moją drugą host siostrą Ellenor, więc mogłam z nimi spędzić cały dzień!

Do Newcastle dojechałyśmy wczesnym wieczorem i zaszłyśmy do domu mamy Lesley. Porozmawiałam trochę z Naną i się pożegnałam. Lesley odwiozła mnie do Spence’ów, z którymi miałam spędzić weekend. Pamiętacie Spence’ów? To do nich pojechałam w letnie wakacje, ich córka Ammie jest na rotariańskiej wymianie w Warszawie. Przypomnę Wam tylko... Kathleen – mama Ammie, Brad – tata Ammie, Liam – 14-letni brat Ammie. Mieliśmy rozpalić ognisko na plaży tego wieczoru, ale zaczął padać deszcz, więc nic z tego nie wyszło i zostaliśmy w domu. Ulewy towarzyszyły mi przez cały pobyt na wybrzeżu.

W sobotę przed południem wyruszyliśmy na spacer – tutaj tak zwany „bush walk“, piękną ścieżką przez las deszczowy, która w końcu wychodzi na plażę. Było dość ślisko i trochę pokropywał deszcz. Ale było pięknie!

Kathleen, Liam, ja i Brad
TAAAK! Przeżyłam!
Po południu Kathleen, wielka miłośniczka netball’u, miała mecz. Jej drużynie brakowało jednego gracza – tak oto zostałam zaproszona i rozegrałam mój pierwszy mecz netball’u. Dostałam za to medal, hahaha. Ale byłam z siebie dumna :)
Wieczorem Liam poszedł na imprezę urodzinową do kolegi, a my z Kathleen i Bradem wybraliśmy się do tajlandzkiej restauracji na Darby Street, a później objechaliśmy dookołam centrum Newcastle i zaszliśmy do najlepszej lodziarni w mieście.

Niedziela była poświęcona moim przyjaciołom. Rano spotkałam się w centrum z Momoką. Przeszłyśmy się do Nobbys Beach, a potem do latarni morskiej na molo (w sumie to nie wiem czy to można nazwać molo, to bardziej taki pasaż wgłąb oceanu). Później poszłyśmy w stronę Hunter Street (to takie Krakowskie Przedmieście, tylko w Newcastle), bo gdzieś w tych okolicach miałyśmy się spotkać z Idoią. W końcu złapałyśmy ją razem z Alex na Darby Street, gdzie odbywały się targi. Pochodziłyśmy z dziewczynami, zjadłyśmy lunch (Idoia dostała paellę za darmo!), posiedziałyśmy w kawiarni, przymierzyłyśmy parę rzeczy... Razem z Momoką kupiłyśmy bransoletki przyjaźni <3 Och, ale będę tęsknić za moją małą Momoką! Teraz muszę tylko zbierać kasę, żeby odwiedzić ją w Japonii.

moja mała wielka Momoka <3

mój ulubiony sklep w Newcastle!

ja, Momoka, Alex i Idoia na Darby Street
Około 16 Spence’owie odebrali mnie z Newcastle i wróciliśmy do domu, gdzie spędziliśmy cały wieczór.

W poniedziałek spędziłam dzień z Margaret i George’m, naszymi liderami na Capricorn Ramble, i to u nich spałam tej nocy. Objechaliśmy dookoła Lake Macquarie i zjedliśmy lunch w Wangi (właściwie Wangi Wangi, ale nikomu nie chce się wymawiać podwójnej nazwy). A, wczesnym popołudniem ja i Idoia poszłyśmy na randkę z Johnny Depp’em. Hahaha, we dwie umówiłyśmy się do kina na Piratów z Karaibów ;) Cały wieczór plotkowałam z Margaret, bo George i Paul poszli na spotkanie Rotary.

We wtorkowy poranek Kathleen znowu mnie odebrała, bo Margaret i George musieli jechać do Sydney. Podjechałyśmy do jeziora, bo chciałam się z nim pożegnać. Spędziłyśmy piękny dzień w centrum handlowym! Na zewnątrz lało jak z cebra, brrr. Charlestown Square był najlepszym rozwiązaniem. Zjadłyśmy lunch z Bradem i potem poszłyśmy na masaż! Było ekstra. Później odebrałyśmy Liama ze szkoły i odwiozłyśmy go na korki. Poszłyśmy na krótki spacer na plażę i Kathleen porobiła mi zdjęcia. Moja kochana plaża Redhead <3

shark tower


Wieczorem było wspaniale. Poszliśmy na kolację do sushi train – ale miałam zabawę w łapaniu odpowiednich talerzyków :D Na deser wybraliśmy się do najlepszego miejsca na ziemi. Raj! Max Brenner‘s Chocolate Bar. Mogłabym tam zamieszkać ;) Na ścianie jest wielki napis: CHOCOLATE IS GOOD FOR YOU
Piękny dzień na pożegnanie, jak to powiedziała Kathleen.

ja i Kathleen
hot chocolate in HugMugs <3 soo cute

W środę rano umówiłam się z Cheryl i Peter’em Bentley-Howard. To Rotarianie, a Cheryl sprawuje opiekę nad exchange studentami z i do Polski w naszym dystrykcie D9670. Miło było z nimi porozmawiać. Udało mi się nawet zobaczyć Rebeccę ze Szwecji, która u nich mieszka!

Około południa już zaczęłam się ekscytować, bo moja przyjaciółka, Sara ze Szwajcarii, którą poznałam na Safari, przyjeżdżała do Newcastle! Margaret i George razem z nią wrócili z Sydney pociągiem. Najpierw zabraliśmy ją na Redhead Beach – od razu stwierdziła, że to jej ulubiona plaża na świecie, a potem spędziliśmy razem caałe popołudnie. Tej nocy też nocowałam u Margaret, by móc spędzić więcej czasu z Sarą. Paul był też wtedy w domu. Wieczorem wpadł do nas również Max z Austrii. Poszliśmy spać dopiero około 3 nad ranem, bo oglądaliśmy jakiś film o surferach...

ja, Sara, Margaret, George i Paul
Czwartek był moim ostatnim dniem w Newcastle. George zorganizował nam wycieczkę dookoła Newcastle, do wszystkich plaż. Wreszcie wyszło piękne słońce i towarzyszyło nam cały dzień. Objechaliśmy wybrzeże dookoła i przeszliśmy się na spacer po Honeysuckle, zjedliśmy tam lunch – fish&chips!
Potem spotkałam się z Idoią, Danielą i bratem Danieli, który przyjechał ją odwiedzić z Meksyku. Poczekałyśmy na Alex i spędziliśmy razem z godzinę czy dwie. Wpadliśmy też na Janę z Niemiec! Fajnie było ją zobaczyć - niezły zbieg okoliczności!

moja najukochańsza Sara! <3
ja z Danielą i Uli (brat Danieli) oraz Alex i Idoia
najlepsi <3
O 16.10 wsiadłam do pociągu i przez okno rzuciłam ostatnie spojrzenie na miasto, które tak bardzo kocham. Mam tu tylu przyjaciół i te szczególne miejsca, że jestem bardziej niż pewna, że pewnego dnia tu wrócę. I to nie raz.