środa, 23 marca 2011

Weekend w Merriwie


25-27/02/2011

Albo: Weekend w mieście. Mieście. Hahaha. Maree i Robert pojechali na dwie noce do Sydney, więc ja musiałam coś ze sobą zrobić. Pomyślałam, że fajnie byłoby spędzić cały weekend w Merriwie, więc spytałam się Hooków, czy mogłabym u nich przenocować. Neville Hook jest rotarianinem i to jego córka, Stephanie, odebrała mnie z lotniska w Sydney razem z Billem i Barry‘m (pamiętacie?). Spędziłam u nich mój pierwszy weekend w Australii. Leanne i Neville gdzieś pojechali na tydzień, ale Steph zgodziła się mną zaopiekować. Wpadłam też na pomysł, żeby przenocować z soboty na niedzielę u Zoi, bo jej mama (Julie) tak serdecznie mnie zapraszała. Więc weekend zapowiadał się świetnie!

W piątek po szkole zeszłam do Newsagency (kiosk Hooków). Ten dzień był Out Of Uniform – musieliśmy ubrać się na zielono i złoto, pieniądze uzbierane z datków będą przekazane małej dzewczynce z któregoś kraju w Azji, którą sponsoruje nasza szkoła. Przebrałam się w kostium kąpielowy i podreptałam na basen. Tam przepłynęłam parę długości basenu i trochę pogadałam z Cody, Molly i Abby – dziewczyny z mojej szkoły, chyba z Year 9. Cody chodzi na basen ze szkołą w środowe poranki jak ja, i zgodziła się być moją nauczycielką nurkowania.:D W zeszłą środę jak Mr Martin kazał mi nurkować, najpierw skoczyłam z 5 razy na patelnię (przecież nie specjalnie) i dopiero po tym udało mi się dobrze zanurkować. Dwa razy! Było strasznie zimno jak się wyszło z basenu, bo wiał wiatr. Ale dobra, wracam do piątku. Otóż zanurkowałam 5 razy i za każdym razem było dobrze! Taka byłam z siebie dumna. Może wreszcie się nauczyłam?

Po basenie wróciłam do Steph, ugotowałyśmy pyszny makaron z warzywami na kolację i obejrzałyśmy połowę filmu A-Team (Steph obejrzała do końca, ale ja przysypiałam, więc poszłam wcześnie do łóżka).

W sobotę rano próbowałam się dowiedzieć od Zoi co robimy po południu, bo coś mi wspominała, że zabierają mnie do domu Willa. Will Taylor jest w roczniku Zoi i tak naprawdę jest moją daleką host rodziną, bo jego babcia jest siostrą Maree. Poszłam do Zoi około 11 rano. Wyprostowałyśmy moje włosy. Nie wiedziałam, że są takie długie! Łał. Chociaż w sumie nie byłam u fryzjera od 7 miesięcy... Później obejrzałyśmy Madagaskar. Nigdy wcześniej nie oglądałam tego filmu po angielsku. A i tak chciałam go obejrzeć, anyway. Tata Zoi upuścił coś ciężkiego na swoją stopę, więc Julie musiała go zabrać do szpitala. Tak, w Merriwie jest szpital. I to nowy. Wyremontowali go dwa lata temu, wygląda nieźle. Zastanawia mnie kiedy w końcu coś zrobią z moim kochanym szpitalem bródnowskim, w którym się urodziłam...

Bardzo chciałam zobaczyć wnętrze australijskiego szpitala, więc po spacerze na basen i rozmowie z Nickiem (obiecał zabrać mnie na polowanie na kangury jeśli rotarianie się zgodzą!), poszłyśmy odwiedzić Tatę Zoi. W środku szpitala było dość spokojnie, co tam może się dziać w takiej mieścinie. Ale szpital wyglądał ładnie i to, co najbardziej mi się podobało, to brak tego szpitalnego zapachu. Po krótkiej wycieczce zeszłyśmy do głównej ulicy (Bettington St; bo w Merriwie wszystko co ważne znajduje się przy jednej ulicy), żeby kupić coś do picia. Zjadłam też swój pierwszy Golden Gaytime. To absolutnie genialny lód na patyku, z karmelem i orzechami. Mniam. Pogadałyśmy chwilę z Megan (z Yr11), bo właśnie wtedy skończyła pracę. Później wróciłyśmy do domu.

Zoi bierze udział w krótkoterminowej wymianie z Rotary do Nowej Zelandii. Jej exchange studentka, Bec, przyjeżdża do Australii na początku kwietnia, a potem Zoi jedzie do Kiwiland (NZ), równo 10 dni przed moim powrotem do Polski. Bec była na skype’ie, więc trochę z nią pogadałyśmy. Potem zamknęłyśmy kury w kurniku, zebrałyśmy trzy jajka i wpakowaliśmy się do samochodu, żeby pojechać do Willa.

Will mieszka przy Cullingral Rd, czyli byliśmy w tym samym szkolnym autobusie gdy mieszkałam u Inderów. Nie będę tam jakoś bardzo opowiadać, ale muszę powiedzieć, że w domu Taylorów nie da się nudzić. Z tych rzeczy, co robiliśmy wczoraj, mogę naliczyć:
·      Wii SportResort, razem z Zoi grałyśmy w golfa i pływałyśmy na wakeboards
·      AirHockey; zabijcie mnie, ale nie pamiętam jak nazywamy tę grę w Polsce; a, Cymbergay czy coś takiego; ok, to brzmi dziwnie o.O
·      Razem z Willem, bratem Zoi (Jacob), Zoi i Alicią (dziewczyna ze Scone Grammar, czyli szkoły w innym mieście) pojechaliśmy dookoła farmy w starym samochodzie, nigdy wcześniej nie widziałam takiej maszyny... lol; to się nazywa ... ; na szczycie wzgórza samochód stanął i nie chciał ruszyć przez 10 minut. To była zabawa.:D
·      Zoi jeździła na quadzie, ja odmówiłam
·      Poszliśmy też nad rzekę, ten sam skład co w samochodzie; pierwszy raz kąpałam się w australijskiej rzece! Jeśli chodzenie w wodzie do kolan można nazwać kąpielą. Ale nie śmiejcie się, ja tam panikowałam, że zobaczę węża. Nie zobaczyłam. W tej rzece parę lat temu mieszkał dziobak!:)
·      Gdy zaczęło robić się ciemno wskoczyliśmy do basenu; ja nawet raz skoczyłam tam na główkę, taaak się cieszę że już mi to wychodzi!
·      Chłopaki też grali w squash’a
·      I przez chwilę graliśmy w bilarda
·      Dużo czasu spędziliśmy w pokoju Willa, bo to jedno z niewielu miejsc w całym domu gdzie jest zasięg sieci komórkowych. Czasem trzeba stać na łóżku żeby mieć jedną kreskę...
·      W nocy, kiedy już było zupełnie ciemno, graliśmy w spotlight. Czyli w wiejską wersję gry w chowanego. W nocy.

Mówiłam, że tam nie da się nudzić. To był świetny dzień.

Ale nie uwierzycie co zrobiłam. Wzięłam mój aparat, wszystko pięknie. Tylko zapomniałam włożyć do niego baterię... Idiotka.

Do domu Zoi wróciliśmy około 23:30 i szybko poszliśmy spać. Ja musiałam wstać rano, żeby zdążyć do Kościoła na 8:30. Tam spotkałam się z Nixonami. Nie widziałam ich od ponad 2 tygodni!

Teraz jest niedziela, 10 minut po pierwszej. Lada moment Leanne i Neville wrócą ze swojej wycieczki, a Maree i Robert też będą się zbierać z Sydney. Jeszcze nie wiem, czy wieczorem wracam do domu, czy zostaję na noc u Hooków. Szczerze mówiąc wolałabym zostać, bo to oznacza kolację w chińskiej restauracji i opcja dłuższego spania, bo do szkoły idzie się stąd 10 minut.

ze Stephanie
jedyne zdjęcie z tego weekendu
Zobaczymy jak potoczy się dalszy ciąg dnia. Ale weekend był (i jest) genialny! Pewnie niedługo pójdę na basen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz