środa, 23 marca 2011

Hens‘ Day Sary


19/02/2011

Hens‘ Day to tutejszy odpowiednik wieczoru panieńskiego. Sara – moje host siostra, jak już wspominałam, w marcu wychodzi za mąż. W zeszłą sobotę zostałam zaproszona na jej hens‘ day w Dubbo!

Dubbo, to najbliższe duże miasto na zachód od Merriwy. To najdalszy kącik naszego rotariańskiego dystryktu 9670, do którego sięga wymiana – w Dubbo jest dwóch wymieńców, Marcell z Węgier i Owen z Kanady. Rano pojechałam tam z Maree (host mamą) i Debbie (host ciocią). Dotarłyśmy na miejsce wcześniej, więc udało nam się pójść na szybkie zakupy. Musiałam kupić pokrowiec dla mojego nowego aparatu, rozejrzałam się za riding boots (w końcu podjęłam decyzję, że nie chcę ich kupować) i znalazłam dwie śliczne bransoletki w sklepie dla dużych pań (xDD).

Tuż przed południem wszystkie zebrałyśmy się w restauracji. Albo może i barze. Ja głównie siedzialam i bawiłam się z Annabelle, moją 10-miesięczną host siostrzenicą. Po pół godzinie zamówiłyśmy lunch i zeszłyśmy do podziemi.

Sara w swojej kreacji na hens' day
Tam czekał na nas gotowy stół. Zaczęłyśmy pierwszą grę – każda kobieta dostała dwa spinacze. Gdy osoba powiedziała jedno z zakazanych słów, inna osoba mogła zabrać jej spinacz. Zakazane słowa, to: wedding (ślub) i Duncan (narzeczony Sary). Gra miała trwać cały dzień. Osoba z największą ilością spinaczy wygrywa. Wiecie, jak trudno było unikać tych słów...
jedna z gier - malowanie Sary
Po lunchu przyszedł czas na główne wydarzenie dnia – kurs dekorowania ciastek! Wycinałyśmy kwiatuszki, nauczyłyśmy się robić takie śliczne małe różyczki... To zajęło nam całe trzy godziny!
moje dzieła
Później pojechaliśmy do hotelu, żeby przygotować się na kolację – wszyscy ulokowaliśmy się w dwóch domkach. Na wieczór mieliśmy zarezerwowany duży stół w pizzerii. Tam grałyśmy jeszcze w parę innych gier, typu: każda osoba wkłada jeden przedmiot ze swojej torebki do papierowej torby i Sara musi zgadnąć do kogo należy ta rzecz. Prawie wygrałam spinaczowy konkurs, bo pod koniec dnia miałam 5, a najlepsza osoba uzbierała 6 albo 7.

Po kolacji Maree zabrała mnie do domku, a Sara i jej koleżanki i siostry poszły do klubu. Sara chyba miała udany dzień... A już za trzy tygodnie ślub!

Następnego dnia rano zjadłam moja pierwsze śniadanie w McDonalds’ie. Niedobrze robiło mi się na myśl tych muffinów z bekonem i jajkiem, więc kupiłam tylko jogurt z muesli i sok pomarańczowy...

Maree i Robert, moi host rodzice

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz