sobota, 18 grudnia 2010

Urodziny Lesley

Wczoraj nadszedł ważny dzień. Urodziny Lesley! Nie będę pisać które, bo to nieładnie. Z tej okazji Martin zaplanował lunch w restauracji w Gundy.

Rano zerwaliśmy się wcześnie z łóżek bo przed południem musieliśmy być w Muswellbrooku. Wszyscy Nixonowie byli umówieni na wizytę u okulisty (tak, rzeczywiście „okulista“ po angielsku, to „optometrist“, a nie „occulist“! ani nawet nic z „eye-„... Angole.)
Lesley dostała karty urodzinowe i prezent od dziewczyn – książkę.

Gdy Nixonowie skierowali swoje kroki do poczekalni, ja przeszłam się do pobliskiego banku wpłacić pieniądze z czeku na moje konto. Dostałam kieszonkowe od Rotary za dwa letnie miesiące, yay! :D
Później wróciłam do hosts i zaczęłam przeglądać gazetę „Good Health“. Strasznie mnie to ciekawiło! Nawet nie byłam zbyt zadowolona, gdy Ana, już po wizycie, zaproponowała zakupy. Szybko zmieniłam zdanie. Tak więc poszłyśmy do centrum handlowego.

Od razu wpadłyśmy do księgarni z wyprzedażą! Wiem, że mogłybyśmy tam spędzić wiele godzin. Jakimś cudem wpadła nam w ręce lekka powieść o exchange studencie w Finlandii! Nigdy wcześniej nie widziałam ŻADNEJ powieści o Finlandii. Okazało się, że jest cała seria. Ana kupiła książkę o Irlandii, a ja zaproponowałam, że kupię jej tę o Finlandii na urodziny. Jeśli historie będą ciekawe, to postaram się zdobyć taką o Francji! Kto wie, może powstanie też książka z serii o Polsce?

W centrum handlowym spędziłyśmy parę godzin. Zakupy świąteczne i te sprawy. Nawet zrobiłyśmy sobie z dziewczynami zdjęcie ze św.Mikołajem! Jak tylko nam podeślą do domu, to wstawię tutaj. Długo się zapierałam, że to nie jest prawdziwy św.Mikołaj i nie chciałam zdjęcia, ale później dziewczyny mnie przekonały i uśmiech mi nie chciał zejść z twarzy!

Jak już razem z Ellenor zaczęłyśmy głodować, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę Gundy. Tak naprawdę nigdy wcześniej nie słyszałam o tej mieścince. Zobaczyłam w niej mniej niż 5 domów i tę restaurację. Ale w środku było przyjemnie, był klimacik.

Wspaniały pomysł Lesley.
Gdy Ellenor nie chce być na zdjęciu.
 Po lunchu poszłam z Ellenor na plac zabaw obok restauracji. Tam była taka huśtawka dla maleńkich dzieci. Włożyłam do niej nogę i... utknęłam. Słowo daję, stałam tak z 5 minut, nie mogąc przestać się śmiać i, tym samym, nie mogąc wydostać mojej nogi! Skończyło się na tym, że jak się uspokoiłam, zsunęłam buta i wyciągnęłam nogę.

Zaproponowałam Lesley, że zrobię naleśniki na kolację. Ana mi bardzo pomogła, zrobiłyśmy naleśniki z farszem bananowym. Były bardzo pyszne z sosem karmelowym i orzechami pecan...

W telewizji był film familijny „Santa Claus 3“. Nie oglądałam poprzednich części, ale jakoś we mnie wstąpiła dusza małej dziewczynki... W Ellenor tak samo. Mało się nie popłakałyśmy, gdy Jack Frost zamienił św.Mikołaja w zwykłego człowieka i zamienił fabrykę prezentów w swoje królestwo! Dobrze, że skończyło się happy endem.

za takimi widokami z okna będę tęskniła całe życie

I tak ogarnął mnie bożonarodzeniowy nastrój. Do północy pisałam notkę na bloga, słuchając gwiazdkowych piosenek.

Catch a falling star and put it in your pocket, never let it fade away...

2 komentarze:

  1. hihi, świąteczne pioseeeenki ^^
    btw, może Ty napiszesz książkę o wymianie w Australii? ;)

    OdpowiedzUsuń