Pozniej skierowalismy sie w strone wybiegu dla kangurow. A wlasciwie to wallabies. Byly takie slodziutkie. Przy kasie kupilismy torbe z jedzeniem dla zwierzat i te male kangurki jadly nam z rak! Ciagle nie moge uwierzyc, ze one maja tylko jeden zab i to taki podobny do dzioba.
niuch, niuch! |
O 11:30 byl pokaz wezy, a zaraz pozniej wombatow. Pani przyniosla dwa diamentowa pytony. Nie wiem czemu pierwsza sie wyrwalam, zeby jednego potrzymac... Strasznie sie balam, szczegolnie, ze chwile wczesniej widzialam jak ten sam waz otwieral paszcze lezac na trawie!
diamond python |
Gdy juz wszyscy nacieszyli sie pytonami (ktore nie sa grozne, bo naleza do rodziny dusicieli! przynajmniej nie sa jadowite...), pani je zabrala i przyniosla jednego wombata. Nazywal sie Peanut. Och, wczesniej widzielismy go i drugiego wombata w zagrodzie! Ten drugi, Matilda (albo Trixie, nie jestem pewna), latal po trawie jak szalony. W kazdym innym rezerwacie zwykle mozna zobaczyc spiacego wombata, zwinietego w klebek. A ten byl taki szalony! Nakrecilysmy filmik, wrzucimy na youtube. Wiec oczywiscie mam mnostwo zdjec z wombatami.
Widzialam tez kolczatke. Lesley jest niesamowicie dumna, bo ten kolczasty zwierzaczek ja polizal! To byla moja pierwsza kolczatka. A byly nawet dwie. Maja takie smieszne ryjki. W Merriwie, na naszej farmie mieszka kolczatka, ale jeszcze jej nie widzialam. Martin podejrzewa, ze ona ma male potomstwo w stodole...
Strasznie sie balam nakarmic emu. On mial taki wielki dziob. Ale oczywiscie to zrobilam. Wcale nic nie poczulam! To bylo nawet mile.
Na koniec zaszlismy do zagrody kangurow (nie bojcie sie, mozna tam wchodzic). Razem z kangurami zyje tam jeden jelonek, Arthur. Arthur zostal wychowany w zoo, razem z jednym kangurem... Tak sie zaprzyjaznili, ze Arthur nie toleruje zadnych innych jelonkow i lepiej mu jest z kangurami!
mama kangurzyca z blizniakami! |
Widzialam tez mnostwo australijskich ptakow i jaszczurek. Ten rezerwat jest wspanialy, szczegolnie ze wzgledu na to, jak blisko mozna podejsc do zwierzat! Ach, te wombaty byly takie kochane.
Przez 14:00 wsiedlismy w samochod i nawet na chwile zasnelam. Na lunch zatrzymalismy sie w miescie Moruya. Zjadlam wielka miske wedges z sour chilli sauce i bananowe smoothie. Nic dziwnego, ze pozniej nie moglam dopiac dzinsowych szortow...
A, z pogoda nie jest dobrze. Kilka miast w NSW musialo byc ewakuowanych z powodu powodzi. U nas dzisiaj bardzo nie padalo, ale ciagle jest chmurzasto. Wiec nadal nasz jutrzejszy rejs na wyspe pingwinow stoi pod znakiem zapytania. Co tu dopiero mowic o G.Kosciuszki w przyszlym tygodniu. Ale mam nadzieje, ze bedzie dobrze!
Dzisiaj i jutro nocujemy w tym samym miejscu, Narooma, wreszcie troche odpoczniemy od samochodu. Razem z Ana poszlam na spacer nad jezioro. To jedno z tych magicznych miejsc, w ktorych wyobraznia dziala na pelnych obrotach... Mialam zywe wizje jak moje zycie bedzie wygladalo, gdy bede dorosla. I naprawde mi sie te wizje podobaly.
nie no...nie jest grozny...nie ma jadu, co najwyzej moze udusic, wiec Agnieszka wziela go na szyje:p
OdpowiedzUsuńPodziwiam!