czwartek, 2 września 2010

Wattle Day


Wczoraj, 1 września, gdy wy szliście na rozpoczęcie nowego roku szkolnego, Australia obchodziła Pierwszy Dzień Wiosny oraz Wattle Day.

Wattle, to australijska roślina, właściwie drzewo prawie cały rok obsypane małymi żółtymi kwiatuszkami. To właśnie od niej Aussies zaczęrpnęli inspirację do swych narodowych kolorów – żółtego i zielonego.

Jak to w pierwszy dzień pory roku powinno być, nastąpiła zmiana pogody. Rano nie było ani trochę mroźno, a już po paru godzinach od brzasku temperatura osiągnęła 250C. Och, było bardzo przyjemnie, nawet poszłam do szkoły z gołymi nogami, w szkolnych szortach.

Na lekcjach nie działo się nic nadzwyczajnego. Jared miał tego dnia urodziny, ale pojechał jako trener z naszą szkolną drużyną do Newcastle czy gdzieś tam. Na chemii robiłam trzy doświadczenia: łączenie chlorku magnezu z węglanem sodu, magnezu z kwasem solnym oraz reakcji zobojętnienia (na dataloggerze). Tak ogólnie to chyba zarzucę chemię. Oczywiście nie całkowicie, tylko w Australii. Na początku to był mój ulubiony przedmiot, a teraz uważam go za najtrudniejszy. Zamienię go sobie na Visual Arts, czyli having fun z Leanne i Doną, a po wakacjach może Hospitality (gotowanie)?

A, jest jedna rzecz, która mnie śmieszy. I zaciekawia. Can’t believe that, hahaha! 31 sierpnia nie mogłam zasnąć, naprawdę czułam się, jakbym następnego dnia rano miała założyć mundurek i pójść do Floriana, później do szkoły, zobaczyć wszystkich znajomych po dwóch miesiącach i wszystkich nauczycieli. Nie, że okropnie tęskniłam, ale bolał mnie brzuch z nerwów, dokładnie jak zawsze ostatniego dnia wakacji!

Wczoraj z kolei zrobiłam głupią rzecz. Godzinę przed snem wypiłam Milo (kakao), a jak wiadomo, po czekoladzie ma się sny. No i śniło mi się, że jakaś dziewczyna została zamordowana, a mnie wzięli na przesłuchanie i dopytywali się, czy ja to zrobiłam. Mówiłam, że to nie ja, a ta pani policjant się na mnie ciągle gapiła i powtarzała pytanie. Nie wiedziałam co robić! Po chwili się obudziłam, ale całą noc nie mogłam spać, bo potem zaczęłam rozmyślać o Władysławiakach. I tych szafkach, które nam budują w podziemiach.

Dlatego dzisiaj byłam trochę nieprzytomna. Ale nie musiałam być żywa, bo miałam tylko dwie lekcje PD/Health/PE, a że nie ma Miss Moore, to siedzieliśmy i robiliśmy ćwiczenia... Potem jedna biologia – też ćwiczenia, i trzy study class. Przed lunchem poszłam pograć na pianinie w auli, a po przerwie czytałam notatki Alberta na temat historii Polski 1815-2004 (były niesamowite, dziękuję J) – nieubłaganie zbliża się moja prezentacja o Polsce na spotkaniu Rotary. Upiekę też szarlotkę i sernik. To wszystko na wtorek!

Nadchodzi również Merriwa Show (17-18 września). Zdecydowałam się w nim czynnie uczestniczyć! Wywołałam parę zdjęć na konkurs fotograficzny i może zagram coś na fortepianie podczas Merriwa’s Got Talent... Poza tym, będzie ujarzmianie byka, konkurs na największą dynię, dużo krów, owiec, gotowania. Jak w Wallace & Gromit – Klątwa Królika! LOL, musiałam to powiedzieć.:D

No tak, troszkę odbiegłam od tematu notki! Ale tu właściwie nic wiosennego w Pierwszy Dzień Wiosny się nie działo. Tylko wypytałam moją młodszą koleżankę z autobusu i dowiedziałam się, że St Joseph’s Primary School ma w sobotę bal przebierańców – dzieci mają wyglądać jak australijskie zwierzęta.

Wraz z początkiem wiosny, nie może zabraknąć sportu na świeżym powietrzu. Zobaczycie, wrócę do Polski i będę naprawdę w formie! A jak narazie to uspokaja moje sumienie, które się martwi, że dużo więcej jem... I więcej niezdrowych rzeczy... We wtorki i czwartki chodzę na fitness razem z Jodie i Di (narazie byłam na dwóch zajęciach), w piątki na tańce z Jodie, w środy po lunch break gram w tenisa (w następnym semestrze, czyli po spring break, zamienię to sobie na pływanie), codziennie rano chodzę pobiegać po naszej farmie.

Nie mogę się doczekać jutra, to będzie out of uniform day. Mamy się ubrać w barwy ulubionej drużyny rugby lub piłki nożnej. Ja ubieram się w kolory polskiej reprezentacji, a Jodie – w australijskiej! Będzie dużo śmiechu.

W sobotę jadę z Jodie i Markiem do Tamworth, gdzie moja host siostra ma zawody w rugby.

Czy ktoś jeszcze ma wątpliwości czy w małym, rolniczym miasteczku można się świetnie bawić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz