środa, 8 września 2010

Długo wyczekiwany wtorek


Wtorek 7 września 2010. Ta data siedziała mi w głowie od jakichś trzech tygodni. Przedtem siedziało mi w głowie samo wydarzenie, nieznające daty. Ale o tym później, zacznijmy od początku dnia.

Dobrze, prawie od początku. Bo oszczędzę wam opowieści o tym jak to wstałam, wzięłam prysznic, zjadłam owsiankę wymieszaną z czekoladowymi i leśnoowocowymi płatkami popijając sokiem pomarańczowym, wsiadłam do samochodu z Jodie i Di, wróciłam się do domu bo Jode zapomniała laptopa, dotarłam do szkoły, poczytałam książkę podczas Roll Call i stanęłam przed szatniami razem z Leanne, Shane’m, Nickiem i bardzo miłą koleżanką, której imienia nie pamiętam, czekając na Miss Moore.

Założyliśmy szkolne czapki z daszkiem i wzięliśmy kompasy. Razem wyruszyliśmy na nature walk podczas podwójnej lekcji SLR. Poszliśmy do części Merriwy, w której wcześniej nie byłam. Tam było pięknie! Na pewno wrócę tam z aparatem. Może na rowerze? Mijaliśmy wspaniały dom, chciałabym taki kiedyś zbudować. W pewnym momencie przez drogę przekicał nam kangur! Doszliśmy do stawu, nad którym rosło wielkie, rozłożyste drzewo. Tam spełniłam jedno ze moich marzeń. Na serio marzyłam o wspinaniu się na drzewo!!! Wspięliśmy się wszyscy, poczynając od Miss Moore. Było zabawnie.:D Oczywiście nie obyło się bez komentarza, że wspinam się jak małpka. Słyszałam to już na ściance wspinaczkowej w Serwach.

Zobaczyłam też miejski cmentarz, chrześcijański i anglikański (części są przedzielone ścieżką). Bardzo podobał mi się ten poranek. Jak widać na każdej lekcji w-fu wcale nie trzeba grać w siatkówkę.:P

Wróciłam do domu autobusem (miałam też inne lekcje po SLR, nie myślcie sobie; po prostu o nich nie wspomniałam). Wieczorem nadchodziła dopiero ważna chwila. Moja prezentacja o Polsce na spotkaniu Rotary. Wzięłam szarlotkę i sernik królewski, według domowych przepisów, które piekłam w niedzielę i poniedziałek. Każdy, kto słyszał o moich „zdolnościach“ kulinarnych może się domyślić, jaka dumna byłam, gdy ciasta dobrze się upiekły. I co więcej, wszystkim smakowały! Wiele osób podchodziło do mnie, żeby mi pogratulować. A było 45 osób. Włącznie z District Governorem! Przedstawiłam moją prezentację – połowę, o mnie i ogólnie o Polsce, totalnie improwizowałam, a drugą część w większości przeczytałam... To była ta historia Polski, nad którą intensywnie pracowałam przez kilka ostatnich dni. Oczywiście nie obyłoby się bez pomocy Alberta, dziękuję.:*

Wszystkim bardzo się podobało. Dużo dowiedzieli się o Polsce – więc cel osiągnięty. Szkoda, że dopuszczono mnie do głosu dopiero o 21. Dużo osób przysypiało, bo tutaj na wsi każdy kładzie się spać o 22 albo i wcześniej.

z Billem i District Governorem
Całe spotkanie podzieliłabym na trzy części: kolacja, przemówienie District Governora i moja prezentacja. Trwało od 7:00 do... 22:05. Wróciłam domu o 22:30. Więc dzisiaj byłam troszkę zmęczona. Odczułam to szczególnie podczas double ancient history z samego rana, gdy mieliśmy przeglądać notatki i uczyć się do egzaminu. Nuuudy.

6 komentarzy:

  1. Ciekaw jestem czy oni wcześniej wiedzieli coś o Polsce, przynajmniej gdzie leży.

    OdpowiedzUsuń
  2. dorośli co nieco wiedzieli, ale w szkole tylko najmądrzejszy wiedział, że Polska powinna być gdzieś w centralnej Europie...

    OdpowiedzUsuń
  3. To mają szczęście. Dobrze, że im twój sernik i szarlotka smakowały przynajmniej jakiś skrawek polskiej kuchni na drugim końcu świata

    OdpowiedzUsuń
  4. A powiedziałaś, że jak u nas jest zima, to musimy uciekać przed białymi niedźwiedziami?;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tomuś nie strasz ich białymi niedźwiedziami, bo będą nasz kraj lokalizować na Syberii.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwsze pytanie jakie zawsze pada o Polskę, to czy jest tam zimno. Więc Twoja teoria chyba już się potwierdziła.

    OdpowiedzUsuń