poniedziałek, 31 stycznia 2011

Wycieczka do mojego następnego domu

W sobotę razem z Lesley pojechałyśmy odwiedzić Goodearów, czyli moją następną host rodzinę. Myślę, że to był bardzo dobry pomysł, bo nie znałam ich za bardzo i nie wiedziałam, czego się spodziewać...

Farma znajduje się 38 km w stronę Dubbo (na wschód) od Merriwy, 8 km od głównej drogi. Mój szkolny autobus będzie jechał aż z Cassilis. Na farmie są owce, krowy, a także duże pola zbożowe... Przydomowy ogród jest śliczny, bardzo mi się podobał! Nie będę wspominać (niby, a właśnie to robię), że gdy zamykałam bramę, obok przejechała ciężarówka i stworzyła wielką chmurę pyłu. Kiedy otworzyłyśmy drzwi, poczułyśmy zapach świeżo pieczonych ciasteczek. Życie jak marzenie?:D A, w ogródku jest mały basen! Yay! I ponoć dużo jadowitych węży...

Robert, mój następny host ojciec, był na farmie, więc go nie zobaczyłyśmy. Za to porozmawiałyśmy na przeróżniejsze tematy z Maree, moją następną host matką. Wydaje się bardzo sympatyczna! A ciasteczka były pyszne.;) Mam nadzieję, że znów wrócę do gotowania gdy się do nich przeprowadzę.

Po miłej wizycie pojechałyśmy na niecałe dwie godziny do Cassilis na rodeo. Nie mogę uwierzyć, że te pięcioletnie szkraby nie pozabijały się galopując na wielkich koniach. Przymierzałam kowbojskie koszule i byłam w ciężarówce-sklepie RM Williams, ale nic nie kupiłam.

mali kowboje
moment... spadania











Impreza trwała aż do późnej nocy (do pierwszej nad ranem!), ale my nie mogłyśmy zostać długo, bo o 6:30 była Msza Św. w kościele w Merriwie.

Następnego dnia rano wpadłam do mojej szkoły, żeby pomóc Rotarianom w kuchni, bo Merriwa znowu gościła spotkanie informacyjne dystryktu dotyczące krótkoterminowej wymiany do Nowej Zelandii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz