W niedzielę przed południem wykorzystałam szansę i razem z Ellenor poszłam na polską Mszę Świętą w katedrze. Miło było usłyszeć ojczysty język! To moja pierwsza polska msza za granicą.
Później Ellenor zabrała mnie na krótką wycieczkę objazdową po Uniwersytecie w Newcastle. Campus jest ekstra. Mają tam wszystko, czego dusza zapragnie! No i też nie jest tak daleko do oceanu.
O 13:30 Ellenor wysadziła mnie przy Charlestown Square, zwanym Charlie, czyli nowym centrum handlowym, gdzie spotkałam się z Danielą i jej host rodzicami (czyli rodzicami Ammie). Zjadłam lunch, trochę połaziłyśmy w poszukiwaniu rzeczy na Australia Day... Spence’owie zabrali mnie do swojego domu i po paru minutach odwieźli mnie i Danielę na moją ukochaną Redhead Beach!
Pomyślałam, że pokażę Wam jak wygląda surf shop. Wszędzie ich tu pełno. |
Tego dnia wiał spory wiatr. Ale nigdy nie widziałam tylu ludzi na tej plaży. Chwilę poleżałyśmy w słońcu, a potem poszłyśmy na spacer. Wypatrzyłyśmy kitesurferów! Po 15 minutach już byłyśmy na brzegu naprzeciwko nich. Usiadłyśmy na piasku, gdzie dosięgała nas woda i zaczęłyśmy ich obserwować. To niesamowite! Kitesurfing zawiera w sobie elementy latania, słowo daję. Jak zazwyczaj w śniegu, tym razem zrobiłam anioła na piasku. Musiałam go robić trzy razy, bo zanim zdążyłam wstać i zobaczyć moje dzieło, zalewała je woda!
Wróciłyśmy na main beach i poszłam opłukać się w wodzie. Mimo, że około 11 rano tego dnia na Redhead zauważono rekina, kolejnego bronze whaler...:D
Po plaży Brad odwiózł mnie do domu Nany. Już nic więcej się nie działo, siedziałyśmy w domu i oglądałyśmy filmy na podstawie książek Nory Roberts. A, i Hairspray. To nawet dobrze, bo byłam zmęczona po paru godzinach na słońcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz