czwartek, 14 kwietnia 2011

Początek wakacji

Wstawiam to zdjęcie tak bez powodu. Żebyście je zobaczyli.
Steph i Yvonne, moja host ciocia i host mama :) <3

8 kwietnia napisałam mój ostatni egzamin, a popołudnie przesiedziałam w auli z innymi uczniami, którzy nie dostali pink slips, oglądając film.

Wakacje zaczęły się fajnie, bo urodzinami mojej młodszej host siostry. Mnóstwo małych wrzeszczących potworków.;) I tysiące ton słodyczy!!! Dobrze, że Cody też przyszła – miałam kogoś do mojego towarzystwa. Ja trochę pogadałam z Cody, a dzieciaki wskoczyły do basenu. Później był tort, sto lat i dmuchanie świeczek. A, zapomniałam o piniadzie! Nawet zrobiłam zdjęcie:

birthday girl bije piniadę
Gdy zrobilo się ciemno, zaczęliśmy grać w spotlight. To taka gra w chowanego, tylko w nocy, z latarkami. Chyba imprezy bez spotlight się nie liczą! Ja się chowałam razem z Cody, raz schowałyśmy się w samochodzie. Ale najlepsze było, gdy ja szukałam i pojawiłam się znienacka przed Bailey’m (mój host brat), a on zaczął wrzeszczeć w niebogłosy ze strachu!!!! Nie wiedziałam, że jestem taka przerażająca. Ja tylko stałam i się z niego śmiałam.:D

Po imprezce Cody pojechała do domu, żeby przebrać się w piżamę i później wróciła, żeby obejrzeć ze mną film, Bandslam.

W sobotę w południe pojechaliśmy wszyscy do Singleton, gdzie Bailey grał w football. Potem skierowaliśmy się w stronę Newcastle. Mieliśmy spędzić jedną noc u siostry Max‘a, bo w niedzielę rano musiałam wsiąść do pociągu do Sydney na spotkanie organizacyjne w sprawie Capricorn Ramble, mojego safari.

Dom siostry Max’a, Pauli, jest piękny i duży. Dopiero go kupili. Podczas kolacji poznałam sporą część rodziny, ale trudno mi ich zapamiętać... Ganiałam też z dzieciakami na dworzu grając w berka.:D

Newcastle nocą
W niedzielę wstałam rano, żeby zdążyć na pociąg. Na stacji spotkałam Manon (Belgia), Janę (Niemcy) i Alex (Szwajcaria). W pociągu od razu usiadłam z Momoką (Japonia) – gadałyśmy caałą drogę, 2,5 godziny, śmiejąc się co chwila. Aż trochę rozbolało mnie gardło! Na spotkaniu dowiedziałam się wielu ważnych rzeczy i poznałam też resztę naszej grupy – w sumie 40 (a może 41?) exchange studentów, z całego świata. Jedna dziewczyna z Niemiec, Kora, mówi trochę po polsku! Chyba coś powiedziała, że jej rodzice są Polakami. Dwie godziny później już zaczęliśmy zbierać się do domu. Chcieliśmy zdążyć na wcześniejszy pociąg, ale się nie udało, więc musieliśmy czekać godzinkę... Tego samego dnia wróciłam do Merriwy, host rodzinka odebrała mnie ze stacji.

W poniedziałek rano poszłam na spacer z Bailey i Tamasyn – poszliśmy obudzić Steph, naszą ciocię, która, jak wspominałam, jest w moim wieku! Steph powiedziała, że po południu zabiera nas do kina do Singleton! Pojechaliśmy zobaczyć Rio, film animowany o tropikalnych ptakach z Brazylii. Był w 3D. Było fajnie, a też spróbowałam nowej rzeczy – jedzenie popcornu razem z Maltesersami. Mniamm.:) Po kinie pojechaliśmy do sklepów, Tamasyn i Bailey kupili sobie parę ciuchów (ja w ich wieku nigdy bym nic nie kupiła bez mamy, hahaha).
w naszych pro okularach 3D
Steph, Bailey, Tamasyn i ja
We wtorek były urodziny Tamasyn. W sensie ten prawdziwy dzień. Ja o 12.30 miałam spotkanie z Helen i paroma uczniami z mojej szkoły w sprawie MUNA. O MUNA będzie później. Byli: Zoi, Jess i bliźniaki Gilbey - Pat i Mike. Spotkanie było owocne, a też było dużo śmiechu. Z Patem i Mike’m nie można się nudzić... Nigdy nie zapomnę jak Pat próbował złapać mysz za pomocą pistoletu-ręki z gumką-recepturką.:D I udawania piratów, arrrrghh.:D:D A, wróć. Bo pod koniec spotkania łapaliśmy myszy w szkole Helen!

Wieczorem poszliśmy na kolację do RSL – tak zażyczyła sobie jubilatka, Tamasyn. Przyszła też Steph i obydwie babcie. Tim Tam wydała mnóstwo pieniędzy w automacie z czekoladą... Przynajmniej coś wygrała, bo Steph nie wygrała nic!
Bo ja ciągle jestem małym dzieckiem!
z Tim Tam na krabie :D

W środę miałyśmy Girls‘ Day Out – Yvonne, Tamasyn i ja. Pojechałyśmy na caaały dzień do Newcastle na zakupy. Musiałam kupić parę ciuchów potrzebnych na safari. Kupiłam wszystko, co chciałam, w tym piękny kostium kąpielowy, z którego bardzo się cieszę! Plus UGG boots. Dzień wcześniej złapały mnie nerwy przedwyjazdowe. Jednak w środę, jak już kupiłam te wszystkie rzeczy, humor mi się poprawił i już tylko czułam podekscytowanie związane z tą wielką przygodą. Rozmawiałam dziś na skype’ie z rodzicami i Tata mi powiedział, że Mama działa tak samo – gdy czymś się denerwuje, wystarczy ją zabrać na zakupy i wszystko jest dobrze! Widać to siedzi w genach.;)

Dzisiaj rano tylko poszłam do fryzjera. O 15 pogadałam z rodzicami na skype’ie i zobaczyłam nową fryzurę mojego brata (coraz krócej ścina te włosy!). Resztę dnia spędziłam na chodzeniu w tę i z powrotem po domu i powolnym pakowaniu na Safari...

Zauważyliście, że nie zapisałam daty na początku posta? Wreszcie nadrobiłam zaległości i jestem up to date.:) Szkoda, że już zaraz wyjeżdżam na Safari i znowu będę do tyłu.

Pozdrawiam mojego chrzestnego, który ma dziś urodziny! Coś mi się wydaje, że czyta każdą moją notkę tutaj, mimo że nigdy nie komentuje ;)

1 komentarz: