sobota, 16 października 2010

Lunch u Peter‘a Walkers’a


Na kalendarzu na lodówce w rubryczce sobota 9 października widniał napis „Chicken Curry“. Inderowie poprosili mnie, żebym znowu zrobiła kurczaka curry. Ostatnim razem zjedliśmy porcję dla czterech osób w trzy i to w trzy miga! W tę sobotę miał przyjść też Stuart z Karlie i Claire. Curry wyszło niezłe, nawet Jodie, która nie przepada za tą potrawą, zjadła ze smakiem! Oto dowód:


Na niedzielę nie miałam żadnych planów poza pisaniem notek na bloga i jednej długaśnej do pamiętnika. Rano razem z Tony’m (jako-tako sąsiad) pojechałam do kościoła. Tam spotkałam Nixonów (moją następną host rodzinę), którzy zaczęli mnie namawiać, żeby poszła z nimi na lunch charytatywny. Naprawdę miałam ochotę wrócić do domu i poleniuchować, ale pomyślałam o mojej rozmowie z Di poprzedniego dnia... I zdecydowałam się pójść. Z dobrym nastawieniem. Spędzę trochę czasu z innymi ludźmi, poznam ich.

Najpierw pojechaliśmy do domu Nixonów, ciągle w remoncie. Chciałam zobaczyć jak tam postępy. Salon ciągle jest pełny kuchennego wyposażenia, a w kuchni nie ma stołu ani krzeseł. To wszystko oczywiście sprawia ogólną radość. Tak świetnie mi się spędza czas z Nixonami! Przy kuchennym blacie Martin zawsze opowiada mi dużo ciekawostek o Australii. Lesley pożycza mi swoje polarki, bo kurczę, zawsze jest zimno gdy u nich jestem. Ana jest świetną koleżanką, z którą można się pośmiać, a Ellenor (druga córka Nixonów) zarzuca nas historyjkami z życia studentów.

Ogród Peter’a Walkers’a jest po prostu piękny. Lunch, albo raczej garden party odbywał się pod rozłożystym drzewem. Spotkanie było udane, poznałam wielu ludzi, porozmawiałam z tymi, których znam. Organizacja Mr Walkers’a zajmuje się dawaniem stypendiów młodym ludziom – czy to na studia, na kursy TAFE, czy pomaga w znalezieniu pracy. Jedna pani, której imienia nie pamiętam, ale wiem, że była głównym gościem, opowiedziała nam o działaniu tej fundacji oraz o swoim prywatnym doświadczeniu – rocznej wymianie do liceum w Japonii. Sporo z nią rozmawiałam, wymieniałyśmy swoje opinie, też razem z Aną – trzy exchange studentki. Poznałam też dwie dziewczyny w moim wieku, które mieszkają w Merriwie, ale chodzą do innych szkół – Ingrid i Lily, bardzo sympatyczne! Razem z Lily będziemy pomagać Mr Walkers’owi w ogrodzie w letnie wakacje.

To spotkanie było naprawdę inspirujące. Bardzo cieszę się, że poszłam!

No dobra, pewnie zastanawiacie się o czym takim rozmawiałam z Di poprzedniego dnia. Wszystko przez to Newcastle. Tam zaznałam innego życia, z większą dawką zabawy, rozrywki... W Merriwie powróciła codzienność. Spędzanie większości czasu w domu, obowiązki – karmienie kur, kotów, i gotowanie. Zero spotkań z ludźmi w moim wieku. Szlag mnie trafiał. Ale tutaj po prostu życie jest inne. Poza tym po tym lunch’u i gdy zobaczyłam 50-metrowy miejski basen, te uczucia mi przeszły i do mojej głowy powróciło caaałe stado pomysłów, których realizacji nie mogę się doczekać.

2 komentarze: