wtorek, 17 maja 2011

Wspomnienia z wycieczki

Wróciłam! Bez zwątpienia były to jedne z najbardziej niesamowitych trzech tygodni w moim życiu (jeśli nie te najniesamowitsze). Zobaczyłam więcej Australii niż większość mieszkańców tego kraju. Zdobyłam kilka nowych umiejętności jak na przykład granie na didżeridu! Chodziłam po środowiskach, w których wcześniej nie byłam – las tropikalny, wyspa z białym piaskiem, zamieszkana przez australijskie warany i jadowite węże... Poznałam ludzi z całego świata, którzy na trzy tygodni stali się moją rodziną.

Cała nasza grupa (oprócz Veroniki)
41 exchange studentów, 3 dystrykty (Hunter Valley, Sydney i Wollongong), 18 narodowości (jeśli dobrze policzyłam)
Wspaniali ludzie!

Możecie sobie wyobrazić ile mam wspomnień, ile opowieści! Tak trudno jest mi zebrać wszystkie moje myśli. Dlatego postanowiłam zamieścić tu po jednym zdjęciu z każdego dnia, żebyście mogli doświadczyć chociaż odrobinkę mojej Capricorn Ramble.

Po pierwszej nocy w namiotach. Było zimno jak nie wiem! A te prysznice z rana... brrrr.
Z Beyzą, moją namiotową partnerką!

Max z Austrii, mój brat bliźniak samozwańczy. Strasznie przypomina mi Tomka.
Za nami słynny Ned Kelly, Australijski Robin Hood!

Spójrzcie za okno - the Twelve Apostles!
Mój pierwszy raz w helikopterze.

Nietoperze wylatujące z jaskini w Naracoorte.
Hotel był bardzo... robakowy ("wormy").

Stoję na torach pociągu The Ghan (z Adelaide aż do Darwin).
Po mojej prawej jezioro solne (nie spodziewałam się, że nie będzie w nich ani kropelki wody)!

Adelaide. Mieliśmy 2h. Wysadzili nas przy największym centrum handlowym i róbta co chceta! Szczęśliwie Rebecca też wolała połazić po mieście zamiast po sklepach.
Piękne kolory australijskiej pustyni!

Tego dnia obeszliśmy Uluru.
A wieczorem oglądaliśmy zachód słońca i kolory niewiarygodnie zmieniające się nad The Rock!
Na zdjęciu razem z moją brazylijską koleżanką, Layse.
Kolejny dzień długich spacerów. Przeszliśmy całą trasę Kings Canyon!
Tam jest... Pięknie! Niesamowicie! Głupio przyznać, ale podobało mi się bardziej od Uluru (chociaż tam grają role też przeżycia duchowe).
Po drodze do Alice Springs zatrzymaliśmy się na farmie wielbłądów. Na lunch zjedliśmy... hamburgery z wielbłąda (wszyscy mieliśmy nadzieję, że to nie był jeden z wielbłądów, na którym jeździliśmy 15 minut wcześniej!)



Artystka z Alice Springs ze swoimi obrazami.
Ten, który trzyma w ręku - kupiłam!
Bye, bye, the Outback!

Hello, the Coast!Razem z Rebeccą ze Szwecji, na pokładzie Quicksilver.
Tuż przed nurkowaniem na Wielkiej Rafie Koralowej!

Las tropikalny i wodospady Barron Gorge.
Po drodze do Kurandy, obok Cairns, Queensland.
18.urodziny Edouarda z Francji!


Drzewa zniszczone tegorocznym cyklonem w Queensland...
Wybaczcie, nie miałam innego zdjęcia z tego dnia - cały spędziliśmy w autokarze.
Whitsunday Island. To był dzień w raju!
Ocean rafting, Whitsunday Island i Whitehaven Beach. Wpiszcie sobie w Google...
Babski dzień nad laguną w Airlie Beach.
Oto nasz lunch - 8 porcji fish & chips! Pycha!
Priscilla Night. Gdy dziewczyny, w grupach po trzy, musiały wystroić chłopaka - świetna zabawa! :D
Oto Rikki (<- Ricardo z Brazylii)! Dzieło Henni, Rebecci i moje.
Sexy!
Dolphin Show. Mieliśmy czas wolny (4 godziny!) w Seaworld, the Gold Coast.
Oglądał ktoś "H2O - wystarczy kropla"?

Pia, ja, Momoka i Idoia po lekcji surfingu w Byron Bay.
Jako pierwsza z całej grupy stanęłam na desce!
Tego samego dnia, po południu, kajakowaliśmy po oceanie. Było ekstra, tylko wyobraźcie sobie jaka byłam obolała następnego poranka...


Ostatniego dnia zanurkuje się do kosza nawet po $5!
Sara wyrzuciła je niechcący razem z papierkami z kieszeni...
Hahahahahhahahaha. Nie miałam takiego ataku śmiechu od wieków!!!!!!!!
Btw, z Sarą ze Szwajcarii zaprzyjaźniłam się już drugiego dnia i od tamtej pory byłyśmy prawie nierozłączne :)
Mój wymarzony wschód słońca nad oceanem. Nareszcie.
4.30 pobudka, 6.00 torby spakowane i namioty złożone w autobusie, 7.00 śniadanie i w drogę do domu!

4 komentarze: