wtorek, 26 lipca 2011

Sea Eagles vs Eels


20/6/2011

Tego samego wieczoru, po powrocie z Broken Hill, mieliśmy oglądać ważny mecz rugby. To znaczy był to zwykły mecz ligowy, ale ważny, bo grali Sea Eagles, czyli Manly – drużyna, której Max jest zażyłym fanem (na serio, gdybyście to zobaczyli, połowa przedmiotów w domu – od zegara, przez ubrania, do narzuty na łóżko, ma symbol Manly i ich bordowo-białe kolory).

Pierwotny plan był taki, żeby pojechać całą rodziną do Sydney i zobaczyć mecz Manly na żywo. Już wszystko było zaplanowane, na 4 czerwca, mecz Manly z Bulldogami. Jednak okazało się, że w ten sam dzień odbywał się mecz Merriwa Magpies i Merriwa Old Boys – reaktywowanej drużyny, w której grał Max! Nie mogliśmy przepuścić okazji zobaczenia naszego taty w akcji! Przełożyliśmy to na poniedziałek 13 czerwca, co trochę skomplikowało sprawę, bo Edouard, exchange student z Francji, miał przyjechać na Festival of the Fleeces i zostać do środy. Ale stwierdziliśmy, że po prostu weźmiemy go ze sobą. Po kilku dniach okazało się, że wtedy nie ma meczu! Jedyny termin to był 20 czerwca. Dzień, gdy wracamy z Broken Hill. W ogóle nie było mowy o podróży z Broken Hill do Merriwy i potem do Sydney – 10 godzin + 5 godzin. Zaproponowałam, że ubierzemy się w kolory Manly i obejrzymy mecz w domu. Yvonne zaprosiła też swoich znajomych, którzy byli za Parramattą. Zabawa była przednia! Tamasyn ubrała się w kolory Eelsów, na złość Max’owi ;)

I go for Manly!!!!!!!!!!!!!
Nasza drużyna wygrała!!!!!!!!!!! Dzięki temu mogłam następnego dnia dokuczać Jaredowi, bo on jest wielkim fanem Parramatty, ha! Już podczas moich pierwszych u McNaughtsów Max powiedział do mnie: „You go for Manly or get out of this house!“ oczywiście w żartach :D Ale od tamtej pory jestem wielką fanką Sea Eagles.


G O     M A N L Y !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz