niedziela, 8 lipca 2012

Rok po Australii

Mija rok odkąd wróciłam do Polski. Na początku była wielka radość ze spotkania z bliskimi. Na lotnisku wyszłam do rodziców w koszuli RM Williams i w kowbojskim kapeluszu ze skóry kangura. Powitali mnie bukietem kwiatów – zasuszony, nadal stoi na stoliku w moim pokoju. Drugi raz w życiu przytuliłam się do mojego starszego brata (pierwszy raz przed wyjazdem).

Wiecie, co było jedną z rzeczy, które mnie najbardziej ucieszyły? Własny prysznic w domu. Nasza łazienka. Nie czyjaś, ale nasza, w DOMU. Potem mój pokój, schabowe na obiad (czego innego mogłabym sobie życzyć do jedzenia?!), pianino i kolorowy ogród. W moim pokoju przez 10 miesięcy mieszkał Ryan ze Stanów, spał w moim łóżku – jak narazie widziałam go tylko kilka razy na Skype’ie, trudno mi to pojąć!

To było takie szczęście, być znowu z rodziną. Mam wrażenie, że teraz łatwiej przychodzi mi radość z przebywania w domu, ze spędzania czasu z rodziną. Jest coś takiego, że zaczynasz bardziej doceniać rzeczy, kiedy je stracisz...

Z przyjaciółmi spotkałam się dopiero po rodzinnej wyprawie do Francji. We Francji było świetnie. Pogoda może nie dopisała, ale miałam dużo czasu, żeby wymienić się doświadczeniami z minionego roku z Martą, która z kolei spędziła rok w szkole z internatem w Wielkiej Brytanii.

Wracając do przyjaciół – nadal trudno mi w to uwierzyć. Oni zostali. Ci sami, z którymi się trzymałam przed wyjazdem. Mimo że poszłam do klasy niżej, oni teraz już są po maturze, ja dopiero skończyłam 2.klasę, każdy z nas bardzo się zmienił – oni nadal są, choć doszło do nas parę nowych osób. Wiem, że zawsze mogę na nich liczyć.
To dla Was mój powrót z Australii miał sens!!!

Przez te 12 miesięcy odbyłam długą drogę. Chciałabym się z Wami nią podzielić, krok po kroku, miesiąc po miesiącu...


LIPIEC
Rodzinna wycieczka do Francji - najpierw do Paryża, a potem nad Atlantyk z zaprzyjaźnioną rodziną Polaków mieszkającą w Brukseli. Obkupiłam się w Galerie La Fayette... A następnego dnia widziałam się z Edouardem -Francuzem, którego poznałam na Safari w Australii :)

SIERPIEŃ
Warszawska Pielgrzymka Piesza (WPP) do Częstochowy. Byłam pierwszy raz, ale marzyłam o tym całe życie. Moi rodzice chodzili na pielgrzymki jak byli w moim wieku. Niezapomniana przygoda i szkoła życia, z Basią (na zdjęciu) i moją drugą przyjaciółką, Ulą, oraz jej rodziną. Za 4 tygodnie wyruszamy znowu... Ładnie się opaliłyśmy :) Tu ostatniego dnia, podczas wejścia do Częstochowy. Z tyłu widać klasztor i numer naszej grupy.
WRZESIEŃ
Początek roku szkolnego, nowa klasa. Zupełnie inna od mojej poprzedniej. Nie mogę się nadziwić jak bardzo mogą się różnić ludzie jak są tylko o rok młodsi. Zaprzyjaźniłam się z Kasią, po mojej prawej, z długim warkoczem. I tak na przerwach nadal trzymałam się z moją starą klasą, gdzie zostawiłam przyjaciół.


PAŹDZIERNIK
No dobra, trochę oszukuję... To było pod koniec września. Ale z października mam tylko zdjęcie paczek z Australii z moimi ostatnimi rzeczami oraz zdjęcia z Ulą, których nie mam zamiaru publikować, więc sami przyznacie, że o wiele milej jest Wam patrzeć na to zdjęcie. Wybrałam się na ostatnią zieloną szkołę mojej starej klasy - do Krakowa i w góry Najlepszy wyjazd pod słońcem. Z nimi zawsze są najlepsze wyjazdy pod słońcem :D
LISTOPAD
Odwiedziła mnie Jodie, moja pierwsza australijska host siostra. W roku 2011 była na swojej wymianie w Niemczech - tak blisko, że nie mogłyśmy się nie spotkać! Miałyśmy dla siebie tylko 3 dni, ale byłyśmy w mojej szkole, w Wilanowie, na Starym Mieście, w centrum, w Muzeum Powstania Warszawskiego, w Muzeum Kopernika... Tu my przy słynnej, jedynej palmie w Warszawie (albo i nawet jedynej w Polsce). Jodie na pewno zapamięta z Polski... PIEROGI. Dosłownie się w nich zakochała. Jednego wieczoru przyrządziłyśmy też tradycyjną australijską baked dinner i (uwaga!) sticky date pudding!!!

GRUDZIEŃ
Wigilia klasowa i, co ważniejsze... Wigilia. Prawdziwa, w domu, z rodziną ze strony mamy, najpiękniejszą choinką świata w naszym salonie. A po Wigilii kolędowanie przy akompaniamencie pianina i gitary, i tamburyna, i keyboardu (flet nie pamiętam czy był w tym roku). I brak siły na Pasterkę... Potem 31 grudnia sylwester z maturzystami. Oj, to była impreza, cały rocznik. Tańczyłam do samego rana!


STYCZEŃ
Moja 18.!!!!!!!! Dzięki Tacie poczułam się jak prawdziwa księżniczka. To on wymyślił, żeby spadł na mnie deszcz z płatków róż. To było... bajeczne. W ogóle udana impreza, z najbliższymi znajomymi. Jednak nadal nie do końca wierzę, że jestem dorosła. Ja? Dorosła? Taka mała Gniecha...

LUTY
Studniówka! Udało mi się przyjść na Studniówkę moich kochanych, Łukasz G. zaprosił mnie jako swoją osobę towarzyszącą. Wszyscy tak pięknie wyglądali... Słowo daję, nie poznałam kilku osób! Kabaret o nauczycielach był świetny. Tańczyliśmy do 5 rano. Ja właściwie przyszłam z dwoma chłopakami... Na nieswoją studniówkę.. Ale to długa historia :D Hahaha.


W lutym też napisałam artykuł o moim roku w Australii, który został opublikowany w Cogito. Mój debiut w prasie... Ale jestem dumna :)

MARZEC
W marcu... w marcu odnalazłam miłość :) Dzisiaj mijają dokładnie 4 miesiące odkąd jesteśmy razem. I jak tu myśleć o powrocie do Australii skoro tutaj mam takiego kochanego Franka?
KWIECIEŃ
Pod koniec kwietnia klasy maturalne odeszły ze szkoły. Bałam się tego dnia. Nie było tak źle... Chociaż teraz jest pusto na korytarzach i bardzo mi ich brakuje, bo czasem nie ma do kogo się odezwać na przerwie. No, może trochę płakałam. Liceum bez nich to nie jest to samo. Tutaj z Maryjką i Piotrkiem nad Wisłą, dalej Marcin i Karolina, a poza kadrem dziesiątki Władysławiaków, którzy właśnie skończyli szkołę.

MAJ
W maju praktycznie wcale nie było nauki. Najpierw długaśny weekend majowy (wielkie trzymanie kciuków za maturzystów; nie chwalę się, ale przewidziałam Dziady na maturze z polskiego; jakbym tak mogła przewidzieć o czym ja będę musiała pisać za rok!), a potem zielona szkoła w Bieszczadach. Tego dnia z którego pochodzi zdjęcie mieliśmy grę terenową - w  9 osób bez żadnego opiekuna przemierzaliśmy okolice Komańczy, by odnaleźć wyznaczone punkty i wykonać zadania. Było super! Najlepszy dzień wycieczki. Zwłaszcza naleśniki w schronisku i bieganie po polu.
CZERWIEC
Cały czerwieć minął pod hasłem Euro2012. Dzielnie kibicowaliśmy Polakom w Strefie Kibica - tak długo, jak się dało... Potem Czechom, Grecji (...) Hiszpanii. 4:0 w finale. Wow. Uważam, że Euro2012 to była świetna impreza. Wielu kibiców-obcokrajowców zakochało się w Polsce i na pewno tu wrócą. Także cały kraj się zmienił, w Warszawie - odnowione dworce, nowy piękny stadion, wszystko takie ładniejsze, przyjemniejsze, bardziej dla ludzi.

I w ten sposób dotarliśmy do lipca. Nawet nie mam jeszcze zdjęć z tego miesiąca. I prawdę mówiąc odkąd wróciłam robię bardzo mało zdjęć - uwierzcie, dokumentowanie każdego dnia życia przez rok jest dość męczące. Ciekawa jestem, czy jacyś czytelnicy tu nadal zaglądają...?

Dziękuję wszystkim, którzy czytali bądź czytają tego bloga. Pod poprzednią notką znalazł się komentarz, możecie sobie spojrzeć, dzięki któremu mam pewność, że ten publiczny pamiętnik miał swój sens.
Do napisania (może)! <3

7 komentarzy:

  1. Hej ,czytałam twojego bloga i dość często komentowałam , nie wiem czy mnie pamiętasz?
    bardzo fajne zdjęcia i relacje, cieszę się,że jesteś szczęśliwa w Polsce ,pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czytałam bloga od początku. ja swój rok z rotary przeżyje dopiero za rok. chyba też wybiorę Australię. bo do Stanów lecę w przyszłym roku prywatnie. Cieszę się że wszystko u Ciebie dobrze. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ajj uwielbiam tę notkę! <3 co do radości z przebywania w domu.. tak, to się zmienia zdecydowanie po roku nieobecności. moje kontakty z rodzicami są tak niesamowite teraz, że to chyba nigdy by się nie wydarzyło, gdyby nie rok w Stanach! pozdro ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniała historia :) zazdroszczę, ale i dziękuje za pokazanie nowych horyzontów ;) Widzę ile tak naprawdę jest przedemną, jakie są możliwości i że wszystkie marzenia są tak naprawde realne. Mieszkam w Zielonej Górze i cały czas czuje się jakby wszystko dookoła mnie omijało, a że mam ogromny głód przygód, teraz widzę że to wszystko jest jeszcze do spełnienia :) twoja historia inspiruje i dodaje otuchy!

    OdpowiedzUsuń
  5. aach marzy mi się Australia od dawna! Naprawdę jest tu wspaniale zaglądać, bo ta Australia jest taka realna wtedy! Poza tym wydajesz się być tak miłą i normalną osobą i przy okazji taką ładną :) napisz jak wrócisz do Australii, jestem ciekawa jak potoczą się Twoje losy po tej niebywałej przygodzie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, wchodzisz tu jeszcze czasem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojej, ale zaskoczenie! wchodzę :) właśnie się zabieram do napisania nowej notki. nie spodziewałam się nowych komentarzy po tak długim czasie, ale mi miło!:)

      Usuń